października 31, 2014

Piątkowy przegląd filmowy #2

24
Piątkowy przegląd filmowy #2
Witajcie!
Dzisiaj czas na bardzo zaniedbany post. Będzie troszkę inaczej niż zwykle, bo październik to dla mnie przede wszystkim powracające na ekran seriale. Zaniedbałam trochę oglądanie filmów, ponieważ nawet nie miałam ochoty na nic konkretnego, a jak miałam to akurat nie było napisów, albo kiepska jakość, wiecie jak to jest.


Najpierw 3 filmy, tak, tylko 3. Podrzućcie mi koniecznie tytuły jakiś ciekawych filmów.




1. 22 Jump Street - od kiedy zobaczyłam pierwsze zwiastuny bardzo chciałam go zobaczyć, ponieważ przy pierwszej części uśmiałam się do łez. Jednak ta część wypada gorzej przy pierwszej. Tym razem akcja dzieje się na studiach, ja nie wiem o co chodzi, ale te filmy jakoś kompletnie nie robią na mnie wrażenia. Nawet tego zabawnego. Nie był to też, aż taki zły film więc moja ocena to 6/10,
2. Nauka spadania -  film, który bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Czwórka ludzi spotyka się na dachu wieżowca w noc sylwestrową, zawierają pakt, a cała ta sytuacja zbliża ich do siebie. Polecam zobaczyć! Moja ocena to 7/10.


 3. Filozofowie - film, który z tych wszystkich podobał mi się najmniej. Młodzi ludzie uczęszczają na zajęcia do profesora filozofii, który przeprowadza eksperyment, mający na celu zobaczyć jak poradzą sobie z wyborem podczas presji nadchodzącej apokalipsy. Nie zauważyłam, żeby ten eksperyment coś zmienił. Myślałam, że to film z gatunku tych dających do myślenia, jednak pomyliłam się. Moja ocena to 5/10.



Oto seriale, które towarzyszą m w tym sezonie. Arrow i Reign to pozycje z poprzedniego roku, natomiast The Flash to zupełnie nowy serial, oparty na komiksie o najszybszym człowieku na świecie. Zdarza się, że Arrow i Flash przeplatają się ze sobą, bo pojawiają się postacie z tych dwóch seriali, ale ma to miejsce raczej rzadko. Niemniej są to seriale o bohaterach, zamaskowanych i zakapturzonych, którzy chcą ratować swoje miasto i bliskich. Polecam zobaczyć i młodszym i starszym widzom, może akurat się Wam spodoba.
Reign to serial 'historyczny' opowiadający o losach Marii Stuart. Intrygi, sekrety, romanse, pożądanie, czyli dokładnie tak jak przystało na opowieści o francuskim dworze. Taka ciekawostka to to, że królową Katarzynę gra Megan Follows, czyli filmowa Ania z Zielonego Wzgórza i zdecydowanie jej daleko do tamtej roli, możemy poznać ją od innej strony. Polecam!


A Wy co ostatnio ciekawego oglądałyście? Polecacie coś szczególnie? Myślę nad zmianą nazwy serii, ale jakoś nic nie wpada mi do głowy. Może macie jakiś pomysł?
Buziaki i miłego piątku oraz straaaaaaasznego Halloween! :D

października 30, 2014

Denko wrzesień/październik'14.

23
Denko wrzesień/październik'14.
Witajcie! :)
Muszę Wam powiedzieć, że nie wiem, kiedy ten czas ucieka. Jeszcze niedawno był wrzesień, a zaraz będzie listopad. Okazuje się, że na Wszystkich Świętych zostaję w domu, więc prawdopodobnie na spokojnie będę mogła policzyć głosy z rozdania. Jednak na Mikołajki już też coś dla Was szykuję, myślę, że niedługo się pojawi kolejne rozdanie :)


Dzisiaj jeden z moich ulubionych wpisów, a mianowicie denko! Kiedy robi się zimno denkowanie idzie mi znacznie gorzej i zamiast zużywać w jeden miesiąc dużą ilość produktów zajmuje mi to dwa miesiące co mnie nie satysfakcjonuje w tym przypadku, zaraz zobaczycie, że tych zużyć jak na taki czas jest po prostu mało. 


3 żele TBS, one są wydajne, ale jak dobierze się do nich moja siostra to nagle okazuje się, że prawie połowa była zużyta na raz. Niemniej jednak zapach satsumy średnio mi się podoba, ale papaja była cudowna! Słodka, orzeźwiająca, w sam raz, żeby się trochę rozbudzić o poranku. Peeling YR recenzowałam tutaj. Jest to przyjemny produkt, ale w cenie regularnej na pewno bym go nie kupiła. Swój egzemplarz dostałam do zakupów, które robiłam dawno temu.


Olejek do kąpieli to chyba mój pierwszy kosmetyk Green Pharmacy. Był fajny, piękne pachniał, dawał pianę, myślę, że chyba jeszcze do niego wrócę. Kulki Garnier to u mnie stali bywalcy, ale raczej w wersji dry. Nie raz chyba Wam wspominałam, że mam delikatną skórę pod pachami i ten niestety trochę mnie podrażniał, ale dobrze chronił i generalnie byłam zadowolona. Poza tym dałam za niego zawrotne 6 zł w Biedronce. Pianka Organique to bardzo fajny produkt, o którym pisałam tutaj. Chętnie jeszcze do niej wrócę, ale w większej wersji, bo bardziej się opłaca. Genialnie mi się sprawdzał przed samoopalaczem.


Szampon neutralny Natura Siberica zawsze gości w mojej łazience. Jest to najłagodniejszy szampon z jakim miałam do czynienia, bardzo polecam! Recenzja. Szampon Babuszki Agafii nie zachwycił mnie, ale nie był też złym produktem (klik). Powrotów nie przewiduję, ale możecie spróbować, bo jakiś zły też nie był. Maska Love2Mix to mój zawód (klik), jestem rozczarowana, bo spodziewałam się po niej naprawdę dobrego efektu, a tu kompletnie nic. Masło do ciała TBS tak pięknie pachniało malinami, że jak pojawi się w przyszłym roku to na pewno chętnie sięgnę po nie ponownie, a tymczasem zapraszam na recenzję.


Krem do rąk Sampar dostałam od mojej mamy, która czasem lubi rzucać się z motyką na słońce. Był to przyjemny krem, który szybko się wchłaniał i ładnie nawilżał dłonie, ale moim zdaniem jest to krem dla Pań, które mają pachnieć i ładnie wyglądać. Oczywiście nie chcę tu nikogo obrażać, bo jeśli kogoś stać, żeby dać ok. 180 zł za krem do rąk to okej.. Dla mnie to cena zawrotna, za tę cenę to on powinien mi kilka dni nawilżenie utrzymać.. Nie mam co narzekać, bo było ono okej, ale cena jest zaporowa. Poza tym jeśli wykonujecie prace domowe bez rękawiczek to on Wam dłoni nie uratuje. Perfumy YR Naturelle bardzo przypominają mi D&G Light Blue, z tym, że krócej się utrzymują. Powrotów nie przewiduję, ale jeśli dostanę je znowu przy zakupach to chętnie zużyję. Krem do rąk Pat&Rub był u mnie rok przez męczący zapach. Na pewno do niego nie wrócę, a Was zapraszam na recenzję.


Jeśli chodzi o mleczko micelarne to jestem na nie. Średnio radziło sobie z makijażem, dodatkowo nie chciało się wchłaniać w wacik i aplikacja była utrudniona. Tonik ogórkowy Ziaja swego czasu był stałym bywalcem w mojej łazience, ale po czasie dochodzę do wniosku, że przeciętniak z niego. Może jeszcze kiedyś do niego wrócę, bo fajnie odświeża skórę i jest tani. Żel z peelingiem Ziaja był bardzo przyjemny, może poza pompką, która pod koniec po prostu mi się zepsuła (klik). Serum Dermedic to już moje drugie opakowanie. Chętnie wracam do niego zwłaszcza latem, bo ładnie nawilża, szybko się wchłania i się nie klei. (klik)


Płyn micelarny YR był poprawny, kiedyś zamówiła go moja siostra, no i ja musiałam go zużyć, niemniej jednak jest to produkt okej, ale nie przewiduję powrotów. SVR to mocno nawilżający krem do skóry suchej z mocznikiem. Znalazł się w wakacyjnych ulubieńcach i był fajny, ale dla mnie jednak za tłusty. Będę szukać dalej idealnego kremu na noc. O podkładzie Miss Sporty więcej pisałam tutaj.Trochę go demonizowałam, bo w tym momencie moja cera jest w takim stanie, że wszystkie podkłady bez względu na półkę cenową wchodzą mi w pory. 

Tak się prezentuje moje skromne denko. A jak Wam poszło? 
Buziaki! :*

października 29, 2014

Ulubieńcy października.

20
Ulubieńcy października.
Witajcie kochane! :)
Całe szczęście w końcu znalazłam kabel do aparatu i mogę dla Was napisać tę notkę. Chciałam jeszcze zaznaczyć, że jutro kończy się rozdanie, ale tylko z mojego błędu, bo przecież październik ma 31 dni. W piątek wyjeżdżam dlatego też zastanawiam się czy nie przedłużyć go do końca weekendu. Jutro powinno pojawić się denko, a w piątek przegląd filmowo - serialowy, który strasznie zaniedbałam w tym miesiącu, a to przez to, że nie miałam czasu oglądać filmów i nie wiedziałam co. Na weekend mam nadzieję, że coś wpadnie mi do głowy, bo nie chcę Was zostawiać bez niczego chociaż to niby tylko weekend, a nie bywałam tu dłużej.

I tym długaśnym wstępem zapraszam Was na najlepsze produkty października, których w większości używałam używałam praktycznie codziennie. Zapraszam dalej :)


  Zapach to u mnie rzadko spotykana wychwalana rzecz, ale jeśli, któraś z Was lubi takie słodkie orzechowe zapachy i wąchała tę mgiełkę zrozumie dlaczego się tutaj znalazła. Pachnie przepięknie! Może nie utrzymuje się jakoś długo na ciele, ale zapach to rekompensuje i używanie jej to sama przyjemność. Warto w TBS, jeśli macie dostęp czyhać na promocje, bo można je dostać za 29 zł, w cele regularnej kupowanie jej trochę boli. 
Kolejną rzeczą jest balsam do ust Clarins, który jest bardzo treściwym i nawilżającym produktem, sięgałam po niego praktycznie cały miesiąc i wcześniej, bo sprawiłam go sobie na urodziny. Recenzja na pewno się pojawi. Warto na niego wydać tę zawrotną sumę 69 zł jeśli macie przesuszone usta, nie pożałujecie!
Do podkładu Bourjois Healthy Mix podchodziłam jak pies do jeża, jakoś nie mogłam się przekonać do jego kupna aż pojawiła się promocja w SP to wzięłam i zdecydowanie nie żałuję! Jest to obecnie jedyny podkład, który bez bazy nie wchodzi mi pory, pięknie rozświetla, skóra wygląda zdrowo i promiennie. Mój jest w kolorze Light Vanilla.


  Maskarę Eveline Volumix Fiberlast kupiłam będąc w Hebe z mamą. Myślę sobie 15 zł to nie majątek jak się nie sprawdzi to trudno, bardziej mylić się nie mogłam! Od pierwszego użycia byłam zszokowana jak długie i podkręcone są moje rzęsy, a także całkiem nieźle pogrubione. Zobaczymy na ile starczy.
Szminkę I'm Pupa pokazywałam już Wam w haulu. Jest to numer 002, który idealnie pasuje do mnie, dodatkowo podbijając kolor oczu, przysięgam. Jest to piękny, głęboki kolor, chyba burgund. Na pewno pojawi się na blogu.
Kamuflaż z Catrice to mój niezbędnik rano, bo ostatnio mam bardzo dużo niedoskonałości, które trzeba czymś zakryć, a ten nadaje się do tego idealnie. Nie wiem tylko co się stało, bo we wrześniu trzymał się od rana do wieczora, a teraz jakoś nie chce.


  Jakiś czas temu wróciła do mnie ta ślicznotka, czyli Mary - Lou Manizer. Niestety poprzedniczka spotkała się z kafelkami, ale znów mogę cieszyć się tą piękną taflą. Nic tak nie dodaje blasku jak właśnie ten rozświetlacz.
  Ten róż kupiłam w zeszłym roku w akcie rozpaczy po ścięciu włosów, jest to Rouge Bunny Rouge nr 36, który dodaje pięknego, zdrowego rumieńca na policzkach i teraz jak jest zimno szaro i ponuro rano dodaje mi trochę życia, uwielbiam go zwłaszcza na okres jesienno zimowy.

Jeśli chcecie czegoś recenzje to koniecznie piszcie! :)

I to już wszystko z mojej strony. Jakich Wy macie ulubieńców? Coś w tym miesiącu szczególnie skradło Wasze serce? A może miałyście coś z moich ulubieńców? 

Buziaki! :*

października 28, 2014

Love2Mix Organic pomarańcza & chili, maska stymulująca wzrost włosów.

11
Love2Mix Organic pomarańcza & chili, maska stymulująca wzrost włosów.
Witajcie kochane :)
Ostatnio cały czas mam jakieś kiepskie dni. Jesień jest dla mnie zawsze mało przyjazną porą roku. Dlaczego? Po pierwsze jestem ciepłolubna, wolę 35 stopniowy upał niż temperaturę 10 stopni jesienią. Nie wiem czy Wy też tak macie, że inaczej odczuwacie takie same temperatury wiosną i jesienią? Dla mnie 10 stopni w tych porach roku to zupełnie co innego. Po następne od razu mam katar i wszystko z tym związane. Chociaż uwielbiam początki jesieni, kiedy jest tak ładnie kolorowo, słoneczko jeszcze świeci, nie jest zimno,nie trzeba ubierać się 'na cebulkę'. Pisząc ten wstęp przyszło mi na myśl czy nie macie ochoty na post o jesiennych umilaczach? W końcu nie samymi kosmetykami człowiek żyje.


Od producenta:

Organiczny ekstrakt pomarańczy głęboko oczyszcza i odświeża skórę głowy i włosy, wzmacnia cebulki włosowe, stymuluje wzrost włosów. Organiczny ekstrakt papryczki chili pobudza krążenie krwi, zapobiega wypadaniu włosów. Maska natychmiast regeneruje zewnętrzną warstwę włosów, dzięki czemu staja się miękkie i nawilżone.

Zalety produktu: 
• Zawiera certyfikowane składniki organiczne • Nie zawiera SLS, parabenów, olei mineralnych, ftalanów, glikoli, glutenu • Zapobiega wypadaniu włosów, likwiduje łupież, stymuluje wzrost nowych włosów, poprawia krążenie krwi • Nadaje włosom blask i nadaje im elastyczności

Skład (INCI): Aqua with infusions Organic Citrus Aurantium Dulcis (Orange) Fruit Extract (organiczny ekstrakt z pomarańczy), Organic Capsicum Frutescens Fruit Extract (organiczny ekstrakt z chili), Cetearyl Alcohol, Behentrimonium Chloride, Cetrimonium Chloride, Cetyl Ether, Bis (C13-C15 Alkoxy), PG- Amodimethicone, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Olea Europaea Fruit Oil (oliwa z oliwek), Parfum, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Citric Acid, Lycopene




200 ml produktu dostajemy w czarnej tubie, z której na początku wszystko wygodnie się wyciska, jednak pod koniec jest z tym problem i najlepiej wtedy rozciąć opakowanie. Dla mnie zapach jest mało przyjemny, taki dziwny, nawet nie potrafię go określić, dodatkowo potrafi długo utrzymywać się na włosach. Konsystencja nie za gęsta nie za rzadka, nie spływa z dłoni, wydaje się być w sam raz.


Maskę kupiłam dawno temu, ale po pierwszych rozczarowaniach dałam sobie z nią spokój. Nałożyłam ją tylko dwa razy na skalp, to był błąd, bo podrażniła go i wysuszyła, dziękuję za takie działanie, a maska poszła w kąt. Jednak wróciłam do niej, bo nie lubię jak mi się coś w łazience marnuje. Zaczęłam jej używać jak odżywki i tu nie spisała się aż tak źle, włosy były po prostu okej. Żeby szybciej się jej pozbyć używałam jej także do depilacji nóg i tu fajnie wygładzała skórę. Jak na tak upierdliwą maskę jest całkiem wydajna, do tego stopnia, że zaczęła mnie męczyć. Kosztuje ok. 26 zł i jak dla mnie nie ma co się za nią oglądać, bo nie robi nic nadzwyczajnego, a możecie dostać tańsze, lepsze maski. 


Co prawda mam duże zapasy masek, ale może Wy jakąś polecacie? 
Buziaki! :*

października 24, 2014

Ziaja, liście manuka.

22
Ziaja, liście manuka.
Witajcie!
Jak początek weekendu? Macie jakieś plany? Osobiście miałam dzisiaj wychodzić, ale coś gardło mnie drapie i chyba zostanę z książką pod kocykiem, a może obejrzę jakiś film, jeszcze nie wiem, bo ostatnio nie mam czasu i dlatego zaniedbałam przegląd filmowy, za co jestem na siebie zła.

Przychodzę do Was ze zbiorczymi mini recenzjami trzech produktów z serii Ziaja Liście Manuka. Jak zrobiło się o nich głośno sama skoczyłam do stoiska Ziaji i się w nie zaopatrzyłam, tym bardziej, że moja skóra dalej po lecie kaprysi. Chyba czeka mnie wizyta u kosmetyczki jak tylko trochę odłożę.




Tonik:
Nigdy nie umiałam oceniać toników. Szczerze mówiąc jestem trochę zawiedziona, bo efekt zwężenia porów jest, ale znika jak tylko jednego dnia go nie użyję, co prawda i tak mam mniejsze pory niż miałam, co było straszne, bo każdy podkład zaczął wchodzić mi w pory. Jest wydajniejszy niż inne toniki Ziaji, ale jego aplikacja i tak jest irytująca przez tę pompkę, ile trzeba się namęczyć, żeby wacik był odpowiednio mokry i sunął po skórze. Nie jest to zły produkt, ale też nie zrewolucjonizował mojej pielęgnacji. Jeśli akurat nie będę wiedziała na jaki tonik się zdecydować to być może po niego sięgnę, ale raczej wątpię.


Żel z peelingiem:
Całkiem fajny produkt, dobrze oczyszczał pory, to zmywania makijażu bym go nie stosowała, ale jako produkt do drugiego mycia owszem. Skóra jest czysta i gładka, czasem bywa trochę ściągnięta, ale jest to produkt przeznaczony także do cery tłustej, więc mnie to nie dziwi. Jedyne co mnie drażni to opakowanie, bo pompka ma tendencje do psucia się i można zapomnieć o branie go w podróż, przez to nie mogłam zużyć go do końca.


Oczyszczająca pasta:
Zdecydowany ulubieniec z tej serii, chociaż działa najlepiej używany codziennie, ale jest zdecydowanie za mocny, bo wytrzymałam trzy dni i musiałam odpuścić używanie go tak często. Dobrze oczyszcza skórę, wygładza, zauważyłam nawet minimalne zmniejszenie ilości wągrów, a z nimi mam największy problem. Jedyne co jest irytujące to zmycie go, ponieważ zawiera naprawdę wiele ostrych drobinek, które ciężko zmyć. Trzeba przyznać, że ta pasta jest naprawdę skondensowana.


A Wy miałyście styczność z tą serią? Jakie są Wasze odczucia? 
Buziaki! :*

października 23, 2014

Pat&Rub Home Spa, solny piling do stóp

10
Pat&Rub Home Spa, solny piling do stóp
Witajcie!
Miałam wczoraj dla Was napisać, ale wyszło jak wyszło, zdecydowałam się pójść dorywczo do pracy, nie wiem co mi z tego wyjdzie i na jak długo. 


Dzisiaj o stopach, powinnam co prawda ten post dodać latem, ale z racji tego, że sama tarka dawała radę nie widziałam sensu używania tego pilingu (oryginalna pisownia z opakowania). Jako, że robię się coraz bardziej leniwa, bo zbliża się zima ten piling, jest dla mnie idealnym rozwiązaniem. Zapraszam.

Od producenta: (ze strony)

W Domowym SPA nie można zapomnieć o stopach, które wymagają specjalnej pielęgnacji, by pięknie prezentować się każdego dnia.
Solny Peeling do Stóp Home SPA rewelacyjnie usuwa martwy naskórek. Wygładza i zmiękcza skórę stóp. 
Zawarte w peelingu oleje i masła roślinne nawilżają oraz regenerują suchą i popękaną skórę.
Olejki manuka i herbaciany walczą z bakteriami i grzybami oraz leczą pęknięte pięty.
Ziołowy aromat pilingu jest kompozycją naturalnych olejków eterycznych.
Seria HOME SPA/Domowe SPA powstała z myślą o chwilach relaksu i dogłębnej pielęgnacji  w domowej łazience. Kosmetyki SPA do zadań specjalnych dokładnie zajmą się ciałem, a aromaty zmysłami.

Kompozycja:
 
  • Sól* - złuszcza
  • Masło mango* - ma działanie silnie nawilżające, chroni i odbudowuje naskórek, wygładza i ujędrnia skórę
  • Masło shea* – koi skórę, chroni i regeneruje
  • Olej winogronowy* – wykazuje działanie przeciwrodnikowe, hamując proces starzenia skóry, działa przeciwzapalnie i kojąco
  • Gliceryna roślinna* - nawilża
  • Naturalna witamina E* –  zwalcza wolne rodniki oraz chroni  przed działaniem niekorzystnych czynników środowiskowych
  • Olejek manuka* - działa przeciwbakteryjnie I przeciwgrzybiczo
  • Olejek sosnowy* - poprawia krążenie krwi
  • Olejek rozmarynowy* - pobudza, tonizuje, stymuluje
  • Olejek z drzewa herbacianego* - działa przeciwgrzybiczo, likwiduje pęknięcia
  • Olejek z trawy cytrynowej*- wygładza i oczyszcza
*surowce naturalne i z certyfikatem ekologicznym



Produkt dostajemy w dużym 250 ml słoju, który dodatkowo zabezpieczony był sreberkiem. Tuż po otwarciu ze środka wydobywa się intensywna woń charakterystyczna dla serii Home Spa. Jeśli ją wąchałyście to na pewno wiecie o czym mówię. Jednym będzie przeszkadzać, innym podobać, dla mnie jest neutralny, przyzwyczaiłam się do niego i nie przeszkadza mi, za to mojej mamie owszem.


Jeśli chodzi o skład to tak jak nazwa wskazuje jest on bogaty, nawet bardzo, co czuć od razu kiedy nabieracie go na dłoń. Konsystencja jest zbita, tłusta, czyli coś dla osób, którym nie przeszkadza tłusta powłoka po użyciu. Mamy tutaj średniej wielkości kryształy soli.


Pewnie wszystkich z Was ciekawi jak działa, otóż stosuję go zawsze po użyciu tarki do stóp. Świetnie natłuszcza, do tego stopnia, że możemy sobie podarować używanie kremu do stóp, a wierzcie mi, że w moim przypadku to praktycznie wykluczone nie używać kremu do stóp. Bardzo dobrze wygładza stopy i usuwa martwy naskórek, po tarce zawsze zostaje jakaś 'poszarpana skóra', a on sobie radzi z tym bez zarzutu. Jest bardzo wydajny, co prawda używam go zazwyczaj jak moje stopy wołają o pomstę do nieba, a wierzcie mi, że to nie jest fajny widok, radzi sobie także i z tym. Do tego świetnie nawilża. Jest drogi, bo na stronie Pat&Ru kosztuje 65 zł, ale warto się na niego pokusić. Używałam wielu peelingów do stóp i ten jak na razie jest najlepszy. Jak się skończy z przyjemnością do niego wrócę.


A może Wy macie swojego faworyta? Może używałyście tego?
Buziaki! :*

października 20, 2014

Organic Shop, cukier do kąpieli, cejloński cynamon.

12
Organic Shop, cukier do kąpieli, cejloński cynamon.
Witajcie kochane :)
No i studia się zaczęły, a ja znowu traktuję je jako wymówkę do niepisania. Prawda jest taka, że po prostu nie mam zdjęć i dzisiaj to nadrabiam, bo mamy ładną pogodę i nazbierało mi się trochę nowych rzeczy, które dopiero zaczęłam używać. Poza tym w tym miesiącu na pewno pojawią się ulubieńcy i denko. Myślę, żeby się zebrać i zrobić Wam recenzję maskary, z której jestem całkiem zadowolona. Zakupów nie będę na razie robić, bo mam zapasy, tylko zastanawiam się czy nie zainwestować w porządny krem pod oczy jak Clinique AAE. Poza tym w listopadzie zamierzam odwiedzić ponownie Hebe, niestety u mnie to wiecie, taka większa wyprawa, bo to aż 15 km. To tak tytułem wstępu, bo dawno nie opowiadałam co u mnie. 

Dla mnie razem z jesienią zaczyna się okres długich kąpieli, a co za tym idzie także umilaczy. Według mnie powinny przede wszystkim pachnieć, już nieważne czy robią pianę czy nie, chociaż pianą też nie pogardzę. Czy dzisiejszy bohater spełnił moje oczekiwania? Zapraszam dalej.



Produkt zamknięto w bardzo estetycznym, wygodnym i poręcznym opakowaniu, o zawartości 250 ml. Moim zdaniem ładnie prezentuje się w łazience. Konsystencja to jak sama nazwa wskazuje po prostu cukier.



Rozpuszcza się w wodzie, wiadomo jak to cukier, jest dość drobny, Nie daje piany, co mogę przeżyć. Pięknie pachnie! Zapach jest boski, a mnie osobiście zapach cynamonu bardzo relaksuje, oczywiście jak jest odpowiednio zbalansowany, a tutaj wydaje się być to idealnie zrobione. Niestety jest duży mankament, bo przestaję go czuć bardzo szybko w łazience. Oczywiście woda nim pachnie, ale to nie to samo, co mnie bardzo rozczarowało, bo na zapach liczyłam najbardziej. Zaskakujące są właściwości rozgrzewające, ponieważ przysięgam, że siedząc w wannie czułam jak po twarzy lecą mi krople potu. Myślę, że miało na to także wpływ ilość jaką wsypałam, bo była bardzo duża, dlatego zużycie jest całkiem spore, a rozgrzewanie ogromne. Resztę zostawiam na czas mrozów, bo nie widzę sensu używania go. Jednak ze względów zapachowych nie kupię go ponownie, bo nic nie czuję. Nie pamiętam ile kosztuje, wydaje mi się, że ok. 12-13 zł.



Może Wy polecicie mi coś mega pachnącego? 
Buziaki! :*

października 14, 2014

Kosmetyczna wishlista.

12
Kosmetyczna wishlista.
Witajcie! :)
Znowu zaniedbałam bloga, niestety jestem ostatnio cały czas zabiegana, do tego nie ma pogody, żeby robić zdjęcia, ale postaram się być jak najczęściej.
Dzisiaj lekki i przyjemny post, chciałam się z Wami podzielić co mi się marzy w tym zbliżającym się okresie, aby zakupić, oczywiście wszystko pewnie będzie kupowane powoli,bo mam duże zapasy, a teraz kupowanie dla mnie pojedynczych pędzli jest najważniejsze, jeśli macie jakieś pędzle, które bardzo polecacie to koniecznie podajcie mi firmę i numerek, z chęcią je sobie zobaczę :)



1.Pędzle BDellium Tools- ostatnio kupiłam zestaw do oczu i jestem bardzo zadowolona z jakości włosia, chętnie poznam inne pędzle i tak mi wpadł ten właśnie zestaw w oko, jest tylko piekielnie drogi, więc cóż, może na przyszłe urodziny ktoś będzie tak kochany i mi go sprezentuje, inaczej zostanie marzyć..
2.Pędzel Hakuro H50 - mam pędzle Hakuro i z tym również bardzo chętnie się poznam, jestem ciekawa jak się będzie sprawdzał, pewnie za jakiś czas wpadnie w moje ręce.
3. Zoeva kredki - najbardziej mnie interesują czarna i brązowa, takie podstawowe, ale z tym mi się nie spieszy, pewnie trochę poczekają.
4. Zoeva pomadki - jeszcze nie zdecydowałam jakie konkretnie kolory, by mnie interesowały, bo najchętniej kupiłabym wszystkie, ale myślę, że na dwie skuszę się na pewno.
4. MUR Sugar and Spice - jestem bardzo ciekawa tych róży i bardzo chętnie bym się im bliżej przyjrzała, do tego nie są drogie.
5.  theBalm Balmsai - jak tylko ją zobaczyłam od razu chciałam, żeby wpadła w moje ręce i mam nadzieję, że za jakiś czas wpadnie <3
6. theBalm Brow Pow Dark - jeden z pierwszych zakupów, które zrobię, ponieważ kończy mi się cień, którego obecnie używam, a jestem go bardzo ciekawa.
7,8. theBalm Hot i Sexy Mama - mam już bronzer, więc teraz czas na pozostałe mamuśki. Podejrzewam, że prędzej zobaczycie u mnie puder, bo same wiecie jak to jest z różami, jeszcze używam ich jakoś rzadko, ale ten mnie oczarował.

Tym razem kompletna dominacja produktów z theBalm, ale mam do nich słabość i wiem, że się nie zawiodę.
Pędzli u mnie mało, więc staram sobie zawsze coś wyszukać i powoli dokupować.

A Wy na co macie ostatnio chrapkę? Coś szczególnie przykuło Waszą uwagę? 
Buziaki! :*

października 08, 2014

Pat&Rub, rewitalizujący balsam do rąk.

18
Pat&Rub, rewitalizujący balsam do rąk.
Witajcie! :)
Dzisiaj mam dzień sprawdzania wszystkich rzeczy, które zakupiłam ostatnio. Pojawiło się już zdjęcie jednej ze szminek z nowej kolekcji Pupy na fanpage'u na facebook'u, gdzie oczywiście serdecznie zapraszam, a także użyłam dzisiaj pierwszy raz Bourjois Healthy Mix i jestem zachwycona! Skóra wygląda po prostu pięknie, ale o tym za jakiś czas, bo przecież jeszcze mogę się rozczarować.

Ale dzisiaj o innym gagatku,który hmm, nie do końca spełnił moje oczekiwania. 


Od producenta: 

Prawdziwa bomba dobroczynnych substancji pielęgnujących. Do bardzo zmęczonych i suchych dłoni.Odnawia, nawilża, zmiękcza, rozjaśnia, koi, uelastycznia skórę dłoni i wzmacnia paznokcie. Świetnie się wchłania. Zawarte w balsamie składniki minimalizują negatywny wpływ detergentów i innych czynników podrażniających i wysuszających skórę. Zawiera naturalne filtry UV. Żurawina działa przeciwstarzeniowo. Balsam pachnie cytrynowo.

Kompozycja balsamu:
  • ekstrakt z żurawiny- nawilża, zwalcza wolne rodniki, regeneruje.
  • olej jojoba - wzmacnia skórę, dodaje jej sprężystości.
  • masło awokado - natłuszcza i regeneruje, chroni.
  • masło z oliwek - wygładza i koi.
  • woda cytrynowa - rozjaśnia i odkaża skórę
  •  olejek cytrynowy - odświeża umysł, poprawia wygląd skóry.
  • kwas hialuronowy - nawilża i chroni
  • alantoina - koi, łagodzi i zmiękcza
  • prowitamina B5 - zmniejsza pigmentację (łot?o.O), uelastycznia
  • naturalna witamina E - wygładza, ujędrnia, natłuszcza, nawilża.
  • panthenol- łagodzi podrażnienia



Po przeczytaniu takiego opisu wychodzi na to, że nawet najbardziej zmęczone, zniszczone, suche dłonie powinny stać się piękne, czy tak się stało u mnie? Nie mam jakiś bardzo wymagających dłoni jakby się mogło wydawać skoro sięgnęłam po ten produkt. Po prostu marketing i efekt owczego pędu źle na mnie działa. Wracając do produktu ma bardzo wygodną pompkę i w ogóle opakowanie typu air-less, ale co mnie w nim bardzo denerwuje to to zamknięcie, normalnie jakieś skaranie boskie z tą 'nakrętką'. Ani to otworzyć, ani zatrzasnąć, mnie denerwuje. Balsam ze względu na opakowanie stoi tuż przy laptopie, żebym miała łatwy i szybki dostęp. W żadnym wypadku nie noszę go w torebce, tam wolę opakowania tubki.


Konsystencję ma bardzo fajną. Łatwo się ją rozsmarowuje, a pół pompki wystarcza na pokrycie całych dłoni. Czy to sprawia, że produkt jest bardzo wydajny? Raczej nie, jest średnio wydajny, a jak na swoją cenę (45zł/100ml) to już szczególnie. Przejdzmy do tego co mi najbardziej przeszkadza, mianowicie zapach. Jest tak mocno cytrynowy, intensywny, że aż nie chce mi się go używać. Sama cytryna, zapomnijcie chociaż o nutce żurawiny.


Skład ma w porządku, jakieś certyfikaty też się znajdą. 


Działanie jest okej. Nawilża, natłuszcza, ale zostawia długo warstwę, która niby nie jest lepka, ale czuć ją na rękach, czego osobiście nie lubię. Nie zauważyłam jakiegoś rozjaśnienia skóry, ani innych takich cudów, które obiecuje producent. Nie wiem czy to przypadkiem nie kwestia tego, że po prostu jestem młoda i te dłonie nie mają aż takich wymagań przy regularnej pielęgnacji.


Na dzisiaj to wszystko, do następnego! :*

października 07, 2014

EOS - Evolution of smooth, och czyżby?

13
EOS - Evolution of smooth, och czyżby?
Witajcie :)
Korzystam dzisiaj z tego, że ćwiczenia mam odwołane i piszę dla Was notkę o balsamie, który w blogosferze zachwalany jest jako bardzo gadżeciarski z czym oczywiście się zgadzam. Jesteście ciekawe jak się sprawdził u mnie? Zapraszam dalej.


Od producenta:

Ulubiony balsam gwiazd! EOS Smooth Sphere Lip Balm to rewelacyjny, organiczny, pielęgnujący balsam do ust. O zapachu słodkiej mięty. Zawiera masło shea i witaminę E. Posiada właściwości odżywiające, regenerujące i antybakteryjne. Przynosi ulgę spierzchniętym ustom.


No to opakowanie mówi samo za siebie, dla gadżeciar jak najbardziej na tak. Jak wyjmowałam ten balsam z torebki wszyscy się mnie pytali co to jest. Pierwszy raz jakoś tak bardziej przykuł moją uwagę po teledysku "We can't stop" Miley Cyrus. Generalnie chciałam inną wersję, ponieważ nie przepadam za miętowymi balsamami do ust, ale kiedy go kupowałam na minti.pl był w zasadzie ostatnim do wyboru. Byłam zdziwiona, bo pachnie całkiem przyjemnie, lekko mrowi usta za czym osobiście nie przepadam i zaczęłam się bać, że zrobi mi spustoszenie tak jak Carmex, który wysuszył mi kompletnie usta. Nic takiego na całe szczęście nie miało miejsca. Przynosił ulgę spierzchniętym ustom, ale nie nawilża ich jakoś super. Muszę podkreślić, że mam bardzo wymagające usta, często pojawiają się suche skórki, więc nawilżenie i odżywienie to podstawa. Myślę, że świetnie sprawdzi się u osób, które nie mają większego problemu z ustami. Co oczywiście nie znaczy, że źle mi się go używało, wręcz przeciwnie, ale tylko w dni, w które moje usta jakoś bardzo nie dawały mi się we znaki.


Trochę mi czasem smutno jak na niego patrzę, bo jesień już i stoi taki biedny i zaniedbany.

Skład:
Olea Europaea (Olive) Fruit Oil*, Beeswax (Cire D'abeille)*, Cocos Nucifera (Coconut) Oil*, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil*, Natural Flavor (Aroma), Butyrospermum Parkii (Shea Butter)*, Stevia Rebaudiana Leaf/Stem Extract*, Tocopherol, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil*, Vaccinium Angustifolium (Blueberry) Fruit Extract*, Fragaria Vesca (Strawberry) Fruit Extract*, Prunus Persica (Peach) Fruit Extract*, Linalool**. *Organic. **Component of Natural Flavor. Certified Organic by Oregon Tilth.


A Wy polecacie coś mocno nawilżającego usta? 
Buziaki!;*

października 06, 2014

Haul zakupowy.

17
Haul zakupowy.
Witajcie! :)
Mam nadzieję, że humory Wam dopisują i korzystacie z pięknej jesiennej pogody. Dzisiaj mam dla Was haul, zdjęcia są średnie, ale jeszcze nie nauczyłam się robić ich ubraniom, dlatego przepraszam. Postaram się zrobić niedługo OOTD.

Zapraszam :)

Na pierwszy ogień oczywiście zakupy kosmetyczne, których nie ma za dużo w sumie. Wzięłam takie podstawy, które wydawały się potrzebne i zapasy, w końcu zbliża się zima, więc postanowiłam jak zwierzątka też coś pochomikować.
Pierwsze zakupy to SP, w którym kupiłam tylko podkład z Bourjois, na który czaiłam się już bardzo długo, a że był w promocji to wzięłam, odcień to 51 light vanilla.
Drugie zakupy i TBS, a to za sprawą mojej mamy, która chciała zakończyć kupon i wzięłam sobie krem do stóp raz olejek do kąpieli z nowej serii arganowej. Korzystam dopóki mam wannę w domu. Gratisem było masło do ciała, za który dałam aż grosik, wybrałam również wersję arganową. Chciałam zobaczyć czy poza zapachem te masła się czymś różnią.
Przedostatnie zakupy poczyniłam w Douglasie, gdzie weszłam z myślą o kupnie może jakiś perfum, ale potem się rozmyśliłam i wybrałam dwie jesienne pomadki z limitowanej kolekcji Pupy I'm, które na pewno za jakiś czas Wam pokażę.


Następne zakupy to moje pierwsze cienie z Inglota. Kupiłam je, ponieważ brakowało mi typowych neutralnych matów, a chciałam mieć też cienie wyjazdowe, więc dorzuciłam jeszcze cień 'błyszczący'. Mam problem z nazewnictwem wykończenia cieni. Poza matem to jestem 'zielona' w tej materii. Numerki od lewej do prawej: 355, 357 i 156.


I ubrania. Pierwszą zakupioną przeze mnie rzeczą jest 'marynarka' z Mohito, przeceniona na 119,90 zł co nie jest wybitną przeceną, ale da się przeżyć tym bardziej, że od dawna chciałam sobie coś takiego sprawić, ale nigdy nic na mnie nie pasowało.



Kolejną rzeczą są spodnie z House'a, które w ogóle kupiłam w genialnej promocji, bo kosztowały 159,90 zł, a ja za nie dałam 69,90 zł. Deal jak nic!


Ostatnie dwie rzeczy to sweterki z Mohito. Nic nie mogłam znaleźć i tam w końcu coś się trafiło. Szok. Pokażę Wam je na pewno w jakiś stylizacjach za jakiś czas jeśli oczywiście będziecie chciały, bo w żadnym wypadku tutaj nie będzie bloga modowego, bo się do tego po prostu nie nadaję.



A wy co ostatnio kupiłyście? Przygotowujecie się na zimę? Jeśli znajdziecie gdzieś jakiś ciepły zimowy płaszcz to koniecznie dajcie mi znać, bo takiego szukam.
Buziaki! :*

października 03, 2014

Receptury Babuszki Agafii, miękki szampon do włosów farbowanych, seria na zmrożonej wodzie.

Receptury Babuszki Agafii, miękki szampon do włosów farbowanych, seria na zmrożonej wodzie.

Witajcie :)
Znowu dawno mnie tu nie było, niestety jesień dała mi się we znaki przez zwiększoną dawkę lenistwa, ale postaram się teraz znowu być częściej.
Szykuję kilka postów w tym jutro chyba pojawi się zakupowy, ponieważ wczoraj popełniłam zakupy. A także mam do Was pytanie, z racji tego, że zaczął się sezon serialowy czy chcecie, żeby w przyszły filmowy piątek pojawiły się pozycje, które oglądam? :)

Wróćmy do bohatera dzisiejszego postu, a jest nim szampon do włosów Babuszki Agafii, dawno nie było nic o włosach, a czas najwyższy na jego recenzję.

Od producenta:

Miękki szampon do włosów Agafii zawiera olejek z owoców białej morwy, olej lniany, olejek z dzikiej róży oraz wodę z roztopionego lodu. Miękka strukturyzowana woda zapewnia włosom delikatne mycie, a ziołowe składniki odżywiają włosy, przywracają im zdrowie i chronią przed szkodliwymi czynnikami środowiska. Olejek z owoców białej mory oraz olej lniany nadają włosom miękkości i blasku. Olej z owoców dzikiej róży nadaje im elastyczności i miękkości. 
Nie zawiera SLS, parabenów, silikonów, PEG i produktów ropopochodnych.


Szampon dostajemy w butelce o pojemności 350 ml. Bardzo podoba mi się design, zresztą tak jak w większości rosyjskich produktów, które mają bardzo ciekawe, przykuwające uwagę opakowania. Jednak mam zastrzeżenie co do zamknięcia, bo jeśli nie daj Boże upuścicie butelkę gwarantuję, że się połamie.


Konsystencję ma bardzo fajną, nie przelewa się przez palce, a sam szampon całkiem nieźle się pieni jak na brak SLS. Pachnie średnio, nie umiem określić tego zapachu, ale nie jest jakiś mega brzydki czy też dokuczliwy.

Włosy po tym szamponie są czyste, odbite od nasady i całkiem miękkie. Nie obciąża i nie przetłuszcza ich. Nie plącze jakoś mocno włosów, ale też nie zauważyłam, żeby wpływał na ich rozczesywanie, jednak nie wymagam tego od szamponu. Nie zauważyłam, żeby pogorszył stan moich włosów, ale też nie zauważyłam, żeby jakoś znacząco na nie wpłynął. Ot taki szampon, który krzywdy nie zrobi, ale też nie wywoła efektu WOW. Błyszczeć się błyszczą, ale to chyba właśnie dlatego, że od półtora roku stosuję praktycznie samą naturalną pielęgnację. Jeśli chodzi o wydajność to całkiem mnie pod tym względem zaskoczył, bo starczy mi na ok. 2-3 miesiące, spokojnie będę miała go do końca października. Muszę zaznaczyć, że od września używam go regularnie, a wcześniej z przerwami.


Skład:
Aqua nivalis, Siberian Herbals Water Complex (Rhodo- dendron Dauricum, Inula Helenium, Atragene Sibirica, Helichrysum Arenarium, Solidago Dahurica, Erodium cicutarium, Pedicularis uralensis, Rubus saxatilis, Urtica Dioica, Saponaria Officinalis, Chamomilla Recutita, Silene Jenisseensis Willd, Rhodiola Rosea, Artemisia Mongolica, Scutellaria Baicalensis, Polygonatum odoratum, Lamium album), Magnesium Laureth Sulfate, Cocamide DEA, Co- camidopropyl Betaine, Coco-Glucoside, Glycol Distearate, Cocamide MEA, Laureth-10, Glyceryl Oleate, Sodium Chloride, Morus Alba Extract, Linum Usitatissimum Oil, Rosa Canina Fruit Oil, Panthenol, Guar Gum, Citric Acid, Parfum, Kathon.

Cena: 19.90, często w promocjach.

Podsumowując: Jest to całkiem fajny szampon, który u mnie sprawdził się całkiem dobrze. Nie spowodował też podrażnienia skalpu. Nie przewiduję powrotów, ponieważ na razie mam zapasy i lubię testować nowości.

A Wy co używacie do swoich włosów? Macie jakiś ulubiony rosyjski szampon, który możecie mi polecić? :)
Buziaki! :*
Copyright © 2014 U Vajlet , Blogger