maja 31, 2015

Denko 4 #2015.

12
Denko 4 #2015.
Dzień dobry wszystkim! :)
W tę niedzielę mam dla Was denko z kwietnia i maja, jak na dwa miesiące to średnie zużycia, ale już nic mi się nie mieściło w 'śmietniczku' denkowym, więc musiałam je zrobić. Jeśli chcecie się dowiedzieć to tam u mnie dobiło dna to serdecznie zapraszam dalej :)


Tym razem wykończyłam trzy żele pod prysznic, pierwszy to Dove z magnolią i pistacją, który faktycznie pięknie pachnie, ma cudowną konsystencję, jest wydajny i można go dorwać w korzystnej promocji, także do żeli Dove czasem wracam. Wracam też do żeli Yves Rocher, a wersja kawowa to mój bezapelacyjny ulubieniec i raz na jakiś czas do niego wracam. Wypróbowałam inną wersję z magnolią i tę również bardzo lubiłam, także myślę, że przy następnym zamówieniu też się pojawi. Ostatnim produktem jest sól pieniąca do kąpieli ON Line o zapachu granatu. Oczywiście tak nie pachniała, mało piany, bardzo tani produkt, ale zdecydowanie szkoda na niego tych 6 złotych.


No i mamy trochę pielęgnacji ciała, a tutaj duet szarlotkowy z Farmony. O ile masło jest takie sobie to peeling uwielbiam, kupiłam oba, bo w zestawie wyszły mnie jakieś 13 zł, więc niewiele. Z peelingiem jeszcze nie raz z przyjemnością się spotkam. Peeling żurawinowy TBS to nic specjalnego, ale dobrze się nadawał do górnych części ciała, bo był delikatny. mój pierwszy olejek, czyli Evree Multioils Bomb, który serdecznie Wam polecam i zapraszam na recenzję.


Z szamponów do denka wpadł neutralny szampon Natura Siberica, który przez długi czas był moim ulubieńcem. Niestety musiałam go odstawić, bo z przyczyn skórnych mogę używać tylko szamponów aptecznych. Resztkę zużyłam do mycia pędzli. Kolejne opakowanie Batiste zużyte i kolejne w użyciu. Zapach okej, ale bez szału. Jedwab do włosów Biovax używam już długi czas, lubię go, nie jest jakiś rewelacyjny, ale daje radę. Zużyłam też zmywacz z Paese, który jest bardzo drogi moim zdaniem i nie warty tych 18 zł jeśli się nie mylę, nie wrócę do niego więcej. Zużyłam też przyspieszające wysychanie kropelki z Essence, były fajne i tanie. Może jeszcze kiedyś się spotkamy.


W końcu uzbierało się trochę pielęgnacji twarzy, bo mam jeszcze zapasy, a o pielęgnacji ciała nawet nie wspomnę. Pierwszym produktem jest żel do twarzy Palmer's o którym pisałam tutaj. Całkiem fajny, ale raczej do niego nie wrócę ze względu na zapach, który dla mnie jest nie do zniesienia. Kolejnym produktem jest tonik z Ziaji z serii oliwkowej, który naprawdę polubiłam, kolejne opakowanie stoi w łazience i od czasu do czasu po niego sięgam. Peeling to twarzy Eucerin zużywałam rok, może poszłoby mi szybciej, ale używałam też innych produktów. Ten jest dobry, ale tyle jest ich na rynku, że raczej nie wrócę do niego. Zostawiam recenzję. No i dwa kremy, pierwszy z AA krem półtłusty, który lubiłam używać na noc, był całkiem niezły. Może się jeszcze spotkamy. No i Barwa Siarkowa długotrwale nawilżająca, o której pisałam tutaj. Myślę, że jeszcze nie raz się spotkamy.


Jeśli chodzi o Balmi to nie polecam ze względu na opakowanie i kształt, za to ma duży plus za SPF 15. Kolejna rzecz to puder Manhattan, którego resztkę musiałam wyrzucić, bo opakowanie mi spadło i do niczego się nie nadawało. Taki średniak, nic specjalnego. Zużyłam także podkład nawilżający z Clinique, który w zeszłym roku używałam z przyjemnością. Nie wiem czy jeszcze do niego wrócę, ale jest dobrym pokładem. Jeśli chodzi o oczy to zużyłam w końcu brązową kredkę Essence, która była taka sobie i eyeliner Eveline, który zdecydowanie mnie zawiódł, bardzo się rozmazywał przez co nie był trwały. Do denka wpadła w końcu pomadka Babylips, w sumie nie było to nic specjalnego, raczej do niego nie wrócę, chociaż może z braku lako sięgnę w jakiejś promocji. No i produkt, za którym będę płakać, czyli błyszczyk Estee Lauder w odcieniu Nude Pink. Cudo! Najlepszy błyszczyk jaki miałam, długotrwały efekt tafli, ale mocno się kleił, mi to osobiście nie przeszkadza, ale wiem, że wiele z Was tego nie lubi, dla innych polecam serdecznie, jeszcze kiedyś z pewnością go kupię.

A Wam co się udało zużyć? Może miałyście coś z moich kosmetyków?
Życzę Wam udanego tygodnia i przesyłam buziaki! :*

maja 27, 2015

Nowości maja.

21
Nowości maja.
Witajcie! :)
Dzisiaj mam dla Was garść nowości, a w sumie jest ich całkiem sporo. W czerwcu obiecałam sobie, że kupię tylko to co mi potrzeba, przynajmniej jeśli chodzi o pielęgnację. Wiecie jak to jest z kolorówką, a zwłaszcza pomadkami.. 

Jest tego trochę, więc zapraszam na post :)



W czasie drugiego dnia promocji w Rossmannie, odwiedziłam go 2 razy. Chyba trochę przesadziłam z mascarami, ale przynajmniej mam kilka na zapas. Nowość Maybelline ciekawiła mnie bardzo, robię kolejne podejście do tuszu Wibo, a o tym z Miss Sporty słyszałam wiele dobrego. Mascara do brwi z L'Oreal w tej wersji akurat mnie nie zachwyciła, zapraszam na poprzedni post. Kupiłam też mnóstwo jak na siebie kredek, bo aż 4 też nie wiem poco, 3 Maybelline i jedna Rimmel. No i kolejne podejście do Color Tattoo, tym razem czarny, zobaczymy jak się spisze.


W ostatnim tygodniu wzięłam trwałą pomadkę Lovely nr 2, wpadła także kolejna kredka Colour Rush w odcieniu 110 Make Me Blush, z którą kolorystycznie nie trafiłam niestety. Zakupiłam także błyszczyk GlamMatte z L'Oreal w odcieniu Coral Denimista 508. Ostatnia to Maybelline Color Sensational 160 Cosmo Pink.


W Rossie wzięłam także peeling Wellness&Beaty, o którym tyle się naczytałam, że musiałam kupić. Wpadły mi także dwa produkty z Pat&Rub, czyli musujący puder do kąpieli z kozim mlekiem, a także olejek rozświetlający.




A tutaj zakupy z Berlina, a jak Berlin to DM i Lush. Musiałam wziąć tą limitowaną edycję z Balea, a przy okazji kilka innych rzecz. Najbardziej cieszę się jednak z The Comforter od Lush, bo to mój pierwszy produkt tej marki i z pewnością nie ostatni. Na pewno skuszę się jeszcze na więcej jak tylko będę w Berlinie z większą ilością gotówki :)



No i rzeczy z Primarka. Szczerze? W życiu nie widziałam takiego molochu. TRAGEDIA! Nie wiem czy tam jeszcze kiedykolwiek pójdę, ani jakoś szczególnie nic mi się nie podobało, a dodatkowo nie mogłam swobodnie zrobić zakupów.


No i gwóźdź programu, czyli moje nowe buty New Balance model WR996EK Liffestyle Mode de Vie. O butach tej marki marzyłam od dawna a teraz w końcu je mam. Co prawda małam kupić Converse, ale jak zobaczyłam te to przepadłam! :) Wiem, że nie każdemu przypadną do gustu, ale jeśli macie problem, że buty wgniatacie np. do środka, to wierzcie mi, że w tych nie ma takiej możliwości, są naprawdę solidnie wykonane. Jedynie cena wysoka, bo 329,99 zł, jak na razie nie żałuję, zobaczymy dalej :)

Coś z moich nowości wpadło Wam w oko? A co Wy nowego nabyłyście?
Buziaki! :*

maja 26, 2015

L'Oreal Brow Artist Plumper.

L'Oreal Brow Artist Plumper.
Witajcie! :)
Kurcze, tak dawno tu znowu nic nie publikowałam, ale postaram się, żeby do końca miesiąca pojawiły się jakieś posty, a na pewno ulubieńcy i denko, bo dużo się uzbierało i z mojego denkowego 'koszyka' się wysypuje. Mam trochę rzeczy teraz do zrobienia, zaczyna się taki gorący okres na uczelniach. Co prawda nie będzie aż tak ciężko, ale czas myśleć nad tematem pracy licencjackiej, bo zaraz muszę mieć cel i plan pracy. Albo będzie mnie tutaj więcej albo wcale, zależy jak będę miała ochotę odreagować stres. 

Dzisiaj o produkcie, o którym wiele osób mówi jak o zamienniku Gimme Brow, czy się z tym zgadzam? Zapraszam na bohatera dzisiejszego postu :)



Te produkty zainteresowały mnie od kiedy tylko weszły na rynek. Opakowaniem bardzo przypominają mi tusz do rzęs z Max Factor 2000 Calorie.  Dość duże w porównaniu do Gimme Brow, ale nie przeszkadza mi to.

Konsystencja bardzo wodnista. Trzeba uważać, żeby sobie nie zrobić krzywdy, zwłaszcza jeśli nakładacie barwioną wersję, bo nie tylko może Wam posklejać rzęsy, ale jeśli nałożycie coś wcześniej to może Wam bardzo brzydko zrobić grudy z produktu. Co kompletnie mi nie odpowiada. Co prawda przy transparentnej wersji nie ma takiego problemu z czego ogromnie się cieszę. 

Kolor Medium/Dark, jest chłodnym tonem, więc wszystkie dziewczyny, które nie lubią rudości powinny być zadowolone. Produkt powinien się sprawdzić głównie jeśli macie gęste, niesforne rzęsy i nie potrzebujecie wiele domalować. 

Utrwalenie, które daje dość mocno czuć, ale da się to wytrzymać. Trwałość całkiem dobra, przynajmniej tego transparentnego. Produkty nie są wodoodporne. Kosztują ok. 40 zł.

Brwi wcześniej wypełniłam cieniem.


Podsumowując z czystym sumieniem polecam Wam wersję transparentną, którą mam już naprawdę długo. Przy wersji barwionej potrzebna jest większa precyzja, a ja rano nie mam na to czasu, dlatego rzadko sięgam po tę wersję. Ogólnie są to dobre produkty w przystępnej cenie.

A Wy używałyście ich kiedyś? Może macie jakiś innych ulubieńców? Piszcie koniecznie!
Buziaki! :*

maja 18, 2015

Eveline Volumix Fiberlast Mascara.

Eveline Volumix Fiberlast Mascara.
Witajcie!
Znowu mała przerwa, ale jako usprawiedliwienie mogę tym razem dać to, że miałam pracowity weekend, a co najgorsze blogger i tak sobie z nas jaja robił i postów nie pokazywał w liście czytelniczej. No cóż, widać trzeba było na niego nakrzyczeć.
Byłam w sobotę w Berlinie i zrobiłam wydaje mi się małe zakupy, a to tylko dlatego, że kupiłam rzeczy, których u nas nie ma, więc poniekąd czuję się usprawiedliwiona :D Jeśli chcecie mini haul z Berlina to dajcie znać :)
Teraz mam kilka dni wolnego, więc zamierzam nadrobić zaległości, bo trochę ich się nazbierało.

OD PRODUCENTA:

Nowa maskara Eveline Cosmetics łączy w sobie specjalistyczną formułę z rewolucyjną konstrukcją szczoteczki i udowodnionym działaniem.
Full Volume Lift Up Separation mascara:- imponujące pogrubienie – efekt 360,- rzęsy uniesione do 45 stopni,- perfekcyjna separacja bez efektu grudek.Innowacyjna, błyszcząca formuła FIBERLAST 16h z mineralnymi pigmentami i prowitaminą B5 sprawi, że Twój makijaż będzie olśniewał przez wiele godzin.




Niespecjalnie lubię opisywać opakowanie i nie jestem w tym najlepsza, więc szybko napiszę, że osobiście bardzo mi się podoba. Gdyby nie napisy pomyślałabym, że może jest z wyższej półki, więc tu Eveline naprawdę się postarało. Opakowanie zawiera 9 ml produktu, a kosztuje 14,99 zł w Rossmannie.


Muszę na początku wspomnieć, że dużo bardziej wolę silikonowe szczoteczki niż te tradycyjne, bo można nimi dotrzeć do nasady rzęs, a ja niestety mam je krótkie. Dodatkowo z jednej strony są dłuższe, z drugiej krótsze i tak się wymieniają, nigdy nie są chociaż przybliżonej długości. 
Dodatkowo na plus jest to, że szczoteczka nabiera idealną ilość tuszu i można nim spokojnie malować. Owszem, można nim sobie posklejać rzęsy i trzeba nauczyć się go używać, ale szybko można nabrać wprawy. 


Przepraszam, że straszę Was, ale to był ten dzień, w którym moje oczy spuchły i w ogóle nie wyglądałam zbyt korzystnie.


Uwielbiam ten tusz! Chociaż jest on przeznaczony do pogrubiania rzęs to takiego efektu nim nie osiągniemy, ale pięknie wydłuża i podkręca rzęsy, co do mnie akurat bardzo przemawia, bo na tym zależy mi najbardziej. Jest bardzo trwały i przede wszystkim się nie kruszy, co mnie denerwowało w dużej ilości tuszy z jakimi się spotkałam. Rzęsy zostają w takiej samej pozycji od rana do wieczora, co jest dla mnie ogromnym zaskoczeniem. To jest moje drugie opakowanie i na pewno kupię kolejne, była moim ulubieńcem zeszłego roku, polecam!

A Wy co sądzicie? Znacie tę maskarę? Wasi ulubieńcy?
Buziaki! :*

maja 15, 2015

Piątkowy przegląd filomwy #8.

12
Piątkowy przegląd filomwy #8.
Witajcie! :)
Mam dzisiaj dla Was kilka propozycji filmowych, które ostatnio oglądałam. Będzie odrobinę bajkowo, po polsku, taki misz masz propozycji.


1. Królewna Śnieżka i Łowca - bardzo mi się podoba, że historia jest inna niż sztandarowa Śnieżka. Kristen Stewart w końcu w trochę innej, lepszej odsłonie niż Bella o jednej twarzy. Polecam sprawdzić.
2. Maleficent - kolejna historia inna niż ta, którą znamy z bajek, gdzie fakt Maleficent staje się zła, ale nie bez powodu. Okrucieństwo, chciwość i pycha ludzi doprowadza do naprawdę złych rzeczy. Co może nas uratować? Zobaczcie koniecznie, jeśli jeszcze nie widziałyście :)



3. Serce, serduszko - czyli film, który poleciła mi Zaczarowana, do której bardzo serdecznie Was zapraszam. Bardzo spodobał mi się ten film, dramat, chociaż wbrew pozorom wcale nie taki ciężki, dobrze się go ogląda. Całkiem zabawny, o dążeniu do celu i spełnianiu marzeń, bardzo optymistyczny, a główna bohaterka od razu napawa sympatią. Polecam! :)



4. Dzikie historie - film, który podzielony jest na kilka części, bo mamy kilku bohaterów i różne sytuacje. Każda prowadzi do jakiegoś absurdu albo destrukcji. Zaczynają się bardzo banalnie, ale często pokazują jak system i my sami możemy doprowadzić do groteskowych sytuacji. Dobry film w całości, chociaż niektóre historie nie do końca przypadły mi do gustu. Moja ulubiona to zdecydowanie ta o "Panu Bombce".

5. Chłopak z sąsiedztwa - obejrzany poniekąd z ciekawości, ale także z braku laku. Szczerze? Bez polotu, jakiejś fantastycznej akcji. Dużo cielesności co mi akurat nie przeszkadza, ale nie wszyscy to akceptują. Na przedmieściach pojawia się nowy sąsiad, właściwie nastolatek, który próbuje uwieść nauczycielkę, później okazuje się, że jest moim zdaniem chory psychicznie. Zobaczcie, jeśli lubicie tego typu filmy.



6. Kamerdyner - świetny film! Prześladowania rasowe nie są jeszcze tak 'wyjedzonym' tematem i naprawdę dobrze się go ogląda. Akcja zaczyna się na początku XX wieku, kiedy Afroamerykanie byli wolni, ale nie mieli żadnych praw, można było ich zabijać bez żadnych konsekwencji. Główny bohater wychowywał się na plantacji bawełny, z której pewnego dnia odszedł i trafił na człowieka, który nauczył go jak usługiwać. Lata mijały, a Cecil trafił do Białego Domu jako kamerdyner. Zaczęła się walka o prawa przez Martin'a Luther'a King'a (nie wiem czy dobrze odmieniłam). Kończy się na wyborze Baracka Obamy po raz pierwszy na prezydenta. Co działo się w międzyczasie? Koniecznie zobaczcie jak nie oglądaliście!

7. Teoria wszystkiego - film nominowany w tym roku do Oscara, który opowiada historię naukowca Stephen'a Hawking'a, który napisał "Krótką historię czasu", ale cierpi na stwardnienie zanikowo boczne i choroba powoli zabiera mu zdolność poruszania się, mówienia, jednak mózg jeśli chodzi o inteligencję dalej jest sprawny. Film wzruszający, a przede wszystkim inspirujący, że jeśli się naprawdę czegoś chce to można to osiągnąć.

To już wszystko co dzisiaj dla Was zaplanowałam :) Oglądałyście któryś z tych filmów? Jakie są Wasze wrażenia? A może macie coś do polecenia albo coś kategorycznie odradzacie?
Buziaki i udanego weekend'u! :*

maja 11, 2015

TAG: Kocham wiosnę!

TAG: Kocham wiosnę!
Witajcie! :)
Wracam do Was z bardzo luźnym postem i chociaż wiem, że jest dość późno na taki TAG, bo mamy półtora miesiąca do lata, ale lepiej późno niż wcale, prawda? Może to dlatego, że dopiero teraz robi się na tyle ładnie, żeby mówić o wiośnie, bo ostatni weekend nas nie rozpieszczał.

Tak myślę i chcę to z Wami skonsultować. Mam ochotę wprowadzić trochę więcej luźnych, życiowych tematów na bloga, bo ostatnio trochę rzeczy mnie zastanawia i tak chciałabym porozmawiać z Wami na ten temat, co Wy to? :)



1. Ulubiony wiosenny lakier?

Jak na blogerkę przystało nie umiałam zdecydować się na jeden, więc pokazuję Wam 4 i będą to także kolory, które będą mi towarzyszyć i latem. Ten GR w odcieniu nude to numer 101, który ostatnio męczę, a drugi to nr 22. Natomiast lakiery Essie to słynny Fiji i Watermelon.


2. Ulubiony wiosenny produkt do ust?

Jako pomadkoholiczka nie mogłam zdecydować się na jedną i wybrałam 3 obecnie ulubione, co nie znaczy, że poprzednie pomadki, które chwaliłam, a się nie pokazały tutaj przestałam lubić, absolutnie nie, po prostu je teraz noszę najczęściej.
Od lewej: Maybelline Color Sensational 160 Cosmo Pink; Rimmel by Kate nr 16; Golden Rose Velvet Matte nr 11. 


3. Ulubione ubranie na wiosnę?

To jest koszulka kupiona w zeszłym roku w Reserved, ma świetny materiał i jest delikatna i przewiewna. No i ten wzór, który od razu kojarzy mi się z tropikami. 
Przepraszam Was za ten bałagan w pokoju, ale miałam nadzieję, że da się to wyciąć :D


4. Ulubiony kwiat?

W sumie nie mam ulubionego kwiatu, dla mnie większość jest piękna. 

5. Ulubiony wiosenny dodatek?

Cały rok raczej nie noszę dodatków, nie chce mi się ich po prostu rano zakładać, a najczęściej o tym zapominam i nie mam czasu. Wiosną raczej też tego nie robię.

6. Ulubiony wiosenny zapach?

Jeśli chodzi o perfumy to świeży Armani i Aqua di Gioa oraz nowy zapach z edycji limitowanej Escady Turquoise Summer, który jest bardzo słodki, moim zdaniem owocowy.


Jeśli chodzi o świecę to będzie to YC Pink Sands, który według mnie pachnie trochę wanilią połączoną z arbuzem. Jak dla mnie świetny na wiosnę.



7. Ulubiony trend na wiosnę?

Chyba make-up no make-u oraz styl boho, który jak widzę to króluje w sieciówkach, mi się bardzo podoba, chociaż chyba nie za dobrze w nim wyglądam.

8. Czy robisz wiosenne porządki?


Robię, w tym momencie mam je już za sobą. Ogólnie robię porządki bardzo często, a ubrań systematycznie się pozbywam. Z rozstawaniem się z kosmetykami mam odrobinę gorzej, jakoś tak bardziej ciężko mi się rozstać.


Do zabawy zapraszam każdego kto ma ochotę! Jeśli chcecie zrobić u siebie ten TAG to napiszcie mi, chętnie zobaczę Wasze odpowiedzi :)

Buziaki! :*

maja 07, 2015

Prosty, lekki makijaż dzienny.

12
Prosty, lekki makijaż dzienny.
Witajcie! :)
Postanowiłam dzisiaj dla Was przygotować makijaż, taak prawie taki sam jak zawsze, ale tym razem chciałam pokazać także jak możecie wykorzystać kosmetyki inaczej niż są do tego przystosowane, ponieważ dwa z kosmetyków użyłam przynajmniej do dwóch czynności. Myślę, że taki post będzie pomocny, bo zbliżają się wakacje i z pewnością będziecie pakować się na wyjazdy, więc jeśli jesteście zainteresowane to zapraszam dalej! :)


Na początku muszę powiedzieć, że tego dnia moja skóra była niezwykle umęczona, przede wszystkim to był drugi makijaż, który wykonywałam, bo po przyjściu do domu zmyłam się i stwierdziłam, że skorzystam z tego, że nie mam makijażu i porobię dla Was zdjęcia. Więc jak widzicie po pierwszym zdjęciu wyszło sporo do ukrycia, poza tym moje oczy płakały prawie cały dzień nie mam pojęcia dlaczego, a nie jestem alergikiem. 




Starałam się, żeby wszystkie produkty były drogeryjne, niestety nie udało mi się z pudrem, bo takiego nie posiadam, więc użyłam pudru ryżowego z Paese. 


Podkładem, który użyłam jest Revlon Nearly Naked nr 120 Vanilla, bo potrzebowałam krycia, ale bez takiego obciążenia jak Color Stay. Użyłam go tutaj pierwszy raz i jak na razie widzę, że podkreślił suche skórki, zobaczymy jak będzie dalej, bo jak widzicie na pierwszym zdjęciu moja cera jest po prostu umęczona. 
Kolejnym produktem, który zastosowałam więcej niż raz jest puder do konturowania Kobo Professional nr 311 Nubian Desert. Po pierwsze wykonturowałam nim delikatnie twarz, po drugie użyłam jako cień w załamanie powieki i po trzecie wypełniłam nim brwi. Także jeden produkt, a aż trzy zastosowania!
Po wypełnieniu przyszedł czas na utrwalenie brwi, a tutaj L'Oreal Brow Artist Plumper odcień Medium/Dark, który jest bez żadnych rudych tonów i świetnie utrwala brwi.
Ostatnia rzecz, czyli nabyta przeze mnie wczoraj pomadka to Maybelline Color Sensational 160 Cosmo Pink, czyli w moim przypadku, lepszy kolor ust. Na pewno o niej napiszę niedługo, bo coś czuję, że to nowa miłość <3


Jako cień bazowy posłużył mi cień z MySecret nr 505, a na linię rzęs poleciała kredka Maybelline Colorama 320 Vibrat Violet, która jak na razie jakoś szczególnie mnie nie powaliła. Rzęsy wytuszowane moim ulubionym tuszem Eveline Volumix Fiberlast, o którym napiszę niedługo.
Reszta twarzy to korektor Rimmel Lasting Finish 010 Porcelain, który każdy bladzioch powinien u siebie mieć jeśli boryka się z niedoskonałościami, bo to najjaśniejszy kryjący korektor z jakim miałam styczność. Tutaj także działanie wielofunkcyjne, bo zakryte niedoskonałości, cienie pod oczami (z tym bym uważała, bo jest ciężki) oraz użyty jako baza pod cienie. 
Wyciągnęłam zapomniany przeze mnie róż Maybelline Dream Touch Blush nr 04, który lepiej możecie zobaczyć tutaj, bo widzę, że niestety kolor się zjadł :(
Ostatnim już produktem jest rozświetlacz Lovely Gold Highliter, który już Wam pokazywałam tutaj, ale dzisiaj możecie go zobaczyć w akcji. Jest naprawdę piękny i żałuję trochę, że nie użyłam go tutaj jako cień do powiek, ale jeszcze nic straconego.

To już wszystko co miałam zamiar Wam dzisiaj pokazać. Jeśli jesteście zainteresowane jeszcze makijażami dziennymi z różnymi kosmetykami to koniecznie dajcie znać. Tak myślę, że jeszcze może nakręcę film o produktach tanich i godnych uwagi, ale zobaczę czy moja karta pamięci zacznie działać, jak nie to pojawi się post na blogu, ale to za jakiś czas.

A jak wyglądają Wasze dzienne makijaże? Jakie są Wasze ulubione kosmetyki? 
Buziaki! :*

maja 06, 2015

Pat&Rub, hipoalergiczny tonik łagodzący dla cery wrażliwej .

Pat&Rub, hipoalergiczny tonik łagodzący dla cery wrażliwej .
Witajcie! :)
Mam dzisiaj jakiś taki ciężki dzień, piękna pogoda a ja musiałam siedzieć na uczelni, domyślacie się pewnie jak bardzo mi się chciało.. Zwłaszcza po tym jak się okazało, że mogłam spać przynajmniej 1,5 godziny dłużej, no ale nie ważne, koniec narzekania. Coś się źle poczułam, więc dzisiaj będzie krótko, zwięźle i na temat, czyli produkt, który znalazł się w ulubieńcach.

OD PRODUCENTA:

Hipoalergiczny, naturalny Tonik Łagodzący PAT&RUB FACE przywraca skórze twarzy i szyi właściwe pH, łagodzi podrażnienia i zaczerwienienia, działa przeciwzapalnie.
Daje efekt odświeżenia i działa kojąco dzięki naturalnym składnikom, jak woda różana, woda lawendowa, woda rozmarynowa. Ekstrakt z maruny nadmorskiej doskonale łagodzi rumień i zaczerwienienie skóry twarzy.
Ekologiczny Tonik Łagodzący PAT&RUB FACE zapewnia natychmiastową ulgę dla wrażliwej cery i przygotowuje skórę twarzy do nałożenia odżywczego kremu lub serum.

INCI:

AquaRosa Damascena Flower WaterRosmarinus Officinalis (Rosemary) Leaf WaterLavandula Angustifolia ( Lavender) Flower WaterPropanediolMaltooligosyl Glucoside/Hydrogenated Starch HydrolysateTripleurospermum Maritima ExtractDehydroacetic AcidBenzyl AlcoholSodium Phytate



Zdecydowanie nie polubiliśmy się od samego początku. Po pierwsze zepsułam opakowanie, ale teraz już wiem jak się z nim obchodzić. Po drugie ten zapach.. sam rozmaryn, jeśli go nie lubicie unikajcie tego produktu, wielbicielki róży też nie uraczą tutaj pięknego zapachu. Po trzecie nie zauważyłam jakiś wielkich zmian na mojej twarzy. Wróciłam do Ziaji, a potem znów sięgnęłam po ten i co? Rewelacja!

Zapach przestał mi przeszkadzać co zdecydowanie umiliło używanie. Faktycznie świetnie łagodzi podrażnienia i łagodzi zaczerwienienia. Daje cudowny efekt  odświeżenia na twarzy i przygotowuje ją do dalszych zabiegów pielęgnacyjnych. Moja skóra dzięki niemu między innymi zaczyna wracać do formy. Myślę, że jest to produkt, który docenia się przy bardzo dużym podrażnieniu skóry. Jest naprawdę świetny. Przy okazji mam wrażenie, że delikatnie nawilża, a przede wszystkim nie ściąga i nie przesusza skóry. Czy działa przeciwzapalnie nie jestem w stanie stwierdzić. 
Jest też wydajny, bo używam go przez 3 miesiące dwa razy dziennie. Fakt, kosztuje 60 zł, ale jest to moje trzecie opakowanie i z pewnością nie ostatnie. Nie kupujcie go tylko w Sephorze, lepiej na stronie producenta, bo można trafić ciekawe promocje :)

A Wy uważacie tonik za niezbędny w pielęgnacji? Jaki jest Wasz ulubiony? Inwestujecie czy raczej wolicie te tańsze? Osobiście dalej lubię Ziaję i do niej wracam, ale do tego mam 100% zaufania, że działa i nie zrobi mi krzywdy.

Buziaki! :*

maja 04, 2015

Golden Rose Velvet Matte Lipstick.

16
Golden Rose Velvet Matte Lipstick.
Witajcie! :)
Zmobilizowałam się dzisiaj do zrobienia zdjęć, bo owszem mam jeszcze jakieś w zapasie, ale na razie nie chcę pisać o tych produktach. Chciałam też zrobić projekt denko, ale stwierdziłam, że pod koniec miesiąca pojawi się po prostu taki większy. Chciałabym, żeby był wypasiony, ale zobaczymy jak pójdzie ze zużywaniem, bo to różnie bywa. Teraz nie mogę się doczekać tylko wyjazdu do Berlina, mam nadzieję, że będzie udany, może zrobię też Wam krótką fotorelację, ale niczego nie obiecuję. Zobaczę czy poza sklepami uda nam się gdzieś indziej trafić.

Przechodząc do dzisiejszej recenzji będzie o pomadkach, a co lepsze o tanich i dobrych pomadkach, o których chyba każdy już pisał poza mną, bo to hit zeszłego roku. Ja ich nigdzie nie mogłam znaleźć, a ze strony nie chciało mi się zamawiać, bo muszę zobaczyć kolory na żywo, a mowa o pomadkach Golden Rose. 

OD PRODUCENTA:

Matowa pomadka do ust Velvet Matte tworzy na ustach aksamitne wykończenie. Wysoka zawartość pigmentów oraz długotrwała formuła sprawia, że pomadka długo utrzymuje się na ustach. Idealnie się rozprowadza, a dzięki zawartości składników nawilżających oraz wit. E dodatkowo odżywia i nawilża usta. Paleta zawiera bogatą paletę odcieni od klasycznej czerwienie po odcienie nude.


Pomadki dostajemy w bardzo ładnych opakowaniach, które lubiłabym jeszcze bardziej gdyby były zamykane na 'klik'. Co prawda nigdy nie otworzyły mi się w kosmetyczce, ale wiecie większy komfort psychiczny jest kiedy mam pewność, że nic takiego się nie stanie.  Kosztują od 9,70-11,90 zł, zależy gdzie je znajdziemy. Niemniej nie jest to wysoka cena za tę jakość.


Posiadam cztery z nich, a kolorów jest aż 27 więc w tak bogatej ofercie każda z nas znajdzie coś dla siebie. Pomadka z numerkiem 12 była moją pierwszą i jest to bardzo ładny kolor nude, który o dziwo mi pasuje, chociaż na zdjęciach nie wygląda za dobrze, nie wiem dlaczego. Mam jeden zarzut do tej pomadki, bo jako jedyna mi się połamała w środku. Nie mam pojęcia dlaczego, bo to było praktycznie zaraz po jej kupnie. Natomiast do różowej zarzut mam taki, że ma jakby słabszą pigmentację niż reszta, ale kolor piękny, więc wybaczam. 


Numer 14 za to jest zdecydowanie bardziej różowy jak pokazuje pomadka, nie zdjęcie. W zasadzie jest to idealny kolor do noszenia na co dzień. Numer 18 to piękna klasyczna czerwień, w której jestem zakochana, chociaż zdecydowanie bardziej wolę siebie w różach, mam wrażenie, że lepiej w nich wyglądam.

Wykończenie wszystkie mają raczej satynowe niż matowe. Są bardzo komfortowe w noszeniu, na początku trochę je czuć, ale potem zapominamy o nich. Mimo moich wiecznie przesuszonych ust nie robią z nimi spustoszenia, chociaż zawsze dbam, żeby usta były odpowiednio przygotowane przed nałożeniem. Nie są to pomadki, których pigment wżera się w usta, ale trzymają się między 3-5 godzin, zależy czy dużo jem i piję. Zjadają się równomiernie i nie musicie obawiać się o to, że zostanie Wam sam kontur. 

Jestem bardzo zadowolona z tych pomadek i z pewnością kupię więcej kolorów. 

A Wy jak? Miałyście je? Co sądzicie? 
Buziaki! :*
Copyright © 2014 U Vajlet , Blogger