maja 12, 2016

Makijaż w kwietniu

11
Makijaż w kwietniu
Dzień dobry :)
Dzisiaj trochę taki inny post, bo pokażę Wam makijaż, który gościł na mojej twarzy przez cały poprzedni miesiąc. Wiadomo oczywiście, że zmieniał się kolor pomadki, czy też co innego, ale to co przedstawię Wam na zdjęciach to taki typowy makijaż, który wykonywałam przez cały kwiecień. Jeszcze nie wiem jak dokładnie nazwę tę serię, ale z pewnością postaram się, żeby te posty pojawiały się w miarę regularnie. Jeśli już nie chodzi o sam makijaż to zawsze można zobaczyć jakieś produkty, których nie recenzowałam albo nie pokazywałam wcześniej. Jeśli jesteście ciekawe jaki makijaż wybrałam na zeszły miesiąc to zapraszam :)




Chciałam, żeby ten makijaż był przede wszystkim świeży, dziewczęcy i delikatny. Chyba zazwyczaj o to nam chodzi. W tym miesiącu cały czas używałam kremu BB z Skin79. Polubiłam się z tym rodzajem produktów do twarzy. Starałam się bardzo rozjaśnić strefę pod oczami. Lekkie korektory rozświetlające i rozświetlacz to mój najlepszy przyjaciel jeśli chodzi o makijaż. No i oczywiście bronzer, bez którego wyglądałabym jak kartka papieru. Ostatnio bardzo polubiłam ocieplanie twarzy, jako że chronię twarz i jej nie opalam muszę chociaż czymś się podratować, żeby dodać sobie koloru. 



Jakiś czas temu pokazywałam Wam tusz z L'Oreal FLW Sculpt w jakimś makijażu, ale jeszcze i tak Wam o nim napiszę. Bardzo podoba mi się efekt jaki daje, ale przy kresce na oku, dlatego w kwietniu przeprosiłam się trochę z eyelinerami. Dodatkowo dwa matowe cienie i jeden na dolną powiekę, błyszczący brąz jaki znajdziecie w zasadzie w każdej palecie. Usta oczywiście w zależności od nastroju się zmieniały, ale często sięgałam po właśnie jakieś wyraziste odcienie.




Kosmetyki użyte do makijażu:

Skin79 BB Gold SPF30 PA++
Rimmel Lasting Finish Concealer 010 Porcelain
L'Oreal Lumi Magique 2 Medium
Rimmel Stay Matte 001 Transparent
theBalm Bahama Mama
Lovely Gold Highliter

Inglot Eyeshadow Keeper
Cienie Inglot: 355, 337, 425
NYX WonderPencil 01 Light
Eveline Celebrities Eyeliner
L'Oreal FLW Sculpt

Golden Rose Velvet Matte 11
Classic Waterproof Lipliner 306


A jak wyglądał Wasz makijaż? Co najczęściej zmieniacie? Polecacie jakiś dobry produkt?
Buziaki! :*

maja 05, 2016

Golden Rose Longstay Liquid Matte Lipstick

12
Golden Rose Longstay Liquid Matte Lipstick
Dzień dobry, witajcie! :)
Zawsze na wiosnę zalewa nas fala nowości w drogeriach, perfumeriach i innych sklepach. Kosmetyków pojawia się całe mnóstwo i w zasadzie nie wiadomo czym się zainteresować, a może najlepiej wszystkim?

Jako posiadaczka suchych ust podchodzę jak pies do jeża jeśli chodzi o wszystkie matowe, zastygające pomadki do ust. Miałam krótki romans z Bourjois REV, ale bardzo mi wysuszały usta, więc odpuściłam i rzadko jakiekolwiek wołają: KUP MNIE. Ostatnio pojawiły się tylko dwie, które by mnie zainteresowały, te z firmy OFRA oraz nowe pomadki od Golden Rose. Więc dzisiaj opowiem Wam trochę o tych drugich. Jeśli jesteście ciekawe mojej opinii to zapraszam dalej :)



Pomadkę dostajemy dodatkowo zapakowaną w kartonik ze wszystkim ważnymi informacjami. Muszę przyznać, że opakowanie jest bardzo ładne, minimalistyczne, schludne i całkiem eleganckie. Mi się podoba.

Aplikator ma taki podłużny, trochę przypominający błyszczyk, ale spłaszczony. Bardzo dużo produktu nabiera się na aplikator, ale taka ilość wystarczy, żeby spokojnie pokryć całe usta. 


Mają bardzo wodnistą konsystencję, ale i tak bardzo dobrze kryją. Wysychają na mat i nie kleją się. Podobno są Kissproof, z tego co mogę ocenić to faktycznie takie są i nie zostawiają śladów. Jednak moim zdaniem nie są to jakieś super trwałe pomadki. Wystarczy pić i dużo mówić i zjedzą się od środka. U mnie nie przeżywa jedzenia, a już zwłaszcza tego tłustego. Bardzo dużo zależy od tego co położycie na nie przed i czy na pewno to ściągniecie przed ich położeniem. Na ustach nie może być nic, musicie je nawilżyć odpowiednio wcześniej, żeby były bardziej trwałe. U mnie trzymają się standardowo jak wszystkie pomadki Golden Rose 3-4 godziny w porywach do 5, ale to się raczej nie zdarza. Niestety wysusza trochę usta, ale u mnie to jest całkiem normalne. Mimo, że nie czuję jej na ustach to wiem, że ona tam jest i przez to jakoś bardziej zwracam uwagę na to co się tam dzieje. 


Pierwszy kolor na jaki się zdecydowałam to dość niespotykany, ale ostatnio bardzo modny kolor nude, wpadający w szarość i fiolet. Bardzo ciekawy, trudny do opisania i niezwykle piękny. Moim zdaniem nie wygląda na moich ustach zbyt trupio czego bardzo się obawiałam. Bardzo ładnie się zjada, nie widać tego aż tak bardzo na ustach, schodzi z nich równomiernie. 




Drugim kolorem jest nr 4, który również bardzo przypadł mi do gustu zwłaszcza na ten okres wiosenno-letni. Bardzo ładny różowo-koralowy odcień, który ożywia twarz, a w moim przypadku jest to bardzo pożądane, ponieważ jestem bardzo blada i przy takim kolorze twarz wygląda bardziej promiennie a makijaż interesująco. Niestety ta pomadka ma bardzo dużo minus, brzydko schodzi z ust i nierówno. Takimi pękającymi skrawkami. Jestem trochę zawiedziona, bo pokładałam w niej duże nadzieje, ale no nic nie zrobię z tym. 




Pomadki kosztują 19,90 zł i dostępne są na wyspach Golden Rose oraz na nich stronie internetowej. Ogólnie są to bardzo fajne szminki i warto u siebie wypróbować, po prostu nie są do końca dla mnie, ale pewnie i tak będę szukać dalej, albo kupię kolejne z tej serii.

Znacie te pomadki? Używałyście już? Jakie są Wasze odczucia?
Buziaki! :*

maja 04, 2016

Clarins Instant Light Lip Comfort Oil

Clarins Instant Light Lip Comfort Oil
Witajcie! :)
Dzisiaj mam dla Was produkt, który swego czasu był bardzo popularny. Pierwszy raz zobaczyłam go u Laury RockGlamPrincess i szukałam go wszędzie, ale był wyprzedany. W końcu udało mi się go kupić w Douglasie, jeśli jesteście ciekawe co o nim sądzę to zapraszam do czytania.

OD PRODUCENTA:
Clarins przedstawia nową generację kosmetyku do ust - olejek Instant Light Lip Comfort Oil o właściwościach pielęgnacyjnych, zawierający w sobie moc z roślinnych ekstraktów, naturalnie upiększający i nawilżający. Pozostawia lekki połysk i zupełnie nieklejącą się konsystencję. Innowacyjny, gąbkowy aplikator umożliwia nałożenie na usta już za jednym pociągnięciem.
Dostępny w dwóch wariantach: `miód` (stała oferta) i `malina` (limitowana). 




Produkt przychodzi do nas w bardzo ładnym opakowaniu z gąbeczkowym aplikatorze, który jest bardzo przyjemny, ale nie wiem czy do końca praktyczny, ponieważ zdarzyło mi się, że przy wyciąganiu olejek kapnął mi np. na biurko. Dodatkowo zapakowany jest w kartonik.

Moja wersja to ta limitowana - malinowa. Jeszcze udało mi się ją dostać, ale myślałam, że wiecie faktycznie to będzie taka malina, a tu cóż jeśli chodzi o zapach to małe rozczarowanie, bo pachnie ładnie tak słodko, ale na pewno nie jak świeże maliny.


Aplikacja jest bardzo przyjemna, jak to olejek sunie po ustach jak marzenie. Daje bardzo mocny błysk, ale trzeba przyznać, że nie lepi się. Najbardziej lubię go używać solo, bo mam wrażenie, że rozmazuje produkty pod spodem i tracą one na trwałości. Utrzymuje się dość długo, ale wiadomo jedzenie i picie zapewnia potrzebę ponownej aplikacji. Przez jej aplikator stoi sobie u mnie na biurku, ponieważ raczej nie zabieram jej ze sobą. Aplikuję rano albo w ciągu dnia, kiedy po prostu robię coś przy komputerze czy też przeglądam internety. Usta są miękkie, kuszące i wydaje się, że dobrze nawilżone, ale jest to krótkie uczucie nawilżenia. Trzeba go dość często aplikować co sprawia, że produkt staje się bardzo niewydajny.

Moim zdaniem ten produkt jest trochę jak jajeczko EOS. Jest bardzo fajnym gadżetem, umilaczem i odmianą, ale nie jest nam niezbędny. 



Cieszę się, że miałam go okazję wypróbować i to w niższej cenie, ale teraz już wiem, że zdecydowanie szybciej sięgnęłabym po balsam do ust z Clarins niż po ten olejek. Możecie polować na niego w Douglasie. Kosztuje ok. 89 zł jeśli dobrze pamiętam.

Znacie ten olejek? A może znacie inne olejki stricte do ust? Piszcie koniecznie :)
Buziaki! :*

maja 03, 2016

Projekt denko 3 #2016

Projekt denko 3 #2016
Dzień dobry! :)
Mam nadzieję, że majówka upłynęła Wam fantastycznie i odpoczęłyście. Dzisiaj przychodzę jak prawie co miesiąc z projektem denko. Mimo tych lat jeszcze nie znudziło mi się go robić. Mam Wam dzisiaj kilka produktów do pokazania, więc jeśli chcecie zobaczyć co mi się skończyło w kwietniu, sprawdziło i nie sprawdziło to zapraszam dalej.


Jeśli chodzi o włosy to jak zwykle jakoś tego miało. Kolejna butelka Batiste, tym razem w wersji tropikalnej, kolejna stoi już w użyciu i pewnie pojawi się w kolejnym denko. Bardzo lubię te szampony, często ratują mi życie w kryzysowych sytuacjach. Kolejny produkt to odżywka do włosów farbowanych L'Oreal Elseve, która była całkiem przyzwoita, jak na taką drogeryjną i niedrogą to nie mam do czego się przyczepić. Dobrze się po niej rozczesywało włosy, nie zauważyłam wpływu na kolor, ale włosy był całkiem gładkie i błyszczące. 


Jeśli chodzi o ciało to trochę w tym miesiącu lepiej niż w poprzednich. Co prawda nie ma nic do nawilżania ciała, ale mimo wszystko jestem zadowolona. Pierwszym produktem jest pianka do mycia ciała Douglas o zapachu zielonej herbaty i muszę przyznać, że ta wersja bardzo przypadła mi do gustu, rewelacyjny, orzeźwiający zapach w sam raz na lato. Dodatkowo można nią także depilować ciało od czasu do czasu. Kolejnym produktem jest krem do depilacji ciała EOS i to według mnie jest totalna klapa. Pompka ciężko chodzi, zapach jest sztuczny, a działanie przeciętne. Dodatkowo jak zostaje 1/3 produktu w opakowaniu ciężko go wydostać i szczerze mówiąc straciłam cierpliwość i resztę wyrzuciłam. Nie warto przepłacać. Dawno nie zużyłam żadnego kremu do rąk, a tutaj będą aż dwa. Pierwszy z nich to Pat&Rub otulający krem do rąk. Bardzo przyjemny, całkiem dobrze nawilżający krem, ale jeśli macie naprawdę suche dłonie to na cud bym nie liczyła. Ta wersja wydała mi się wydajniejsza niż poprzednie. Ma bardzo ładny zapach, ale pod koniec już miałam go trochę dość. Dezodorant jaki zużyłam to Alverde o zapachu magnolii, który u mnie nie sprawdził się, ponieważ nie chronił dostatecznie dobrze, ale w połączeniu z innym produktem dawał radę, ale chyba nie o to chodzi, prawda?

Kolejnym produktem jest peeling cukrowy z Harmonique, który znalazłam w jednym z Chillboxów. Był naprawdę bardzo dobry, jest to polska firma, naturalna. Bardzo dobrze nawilżał skórę, nie pozostawiał tłustej warstwy, raczej przyjemny film. Szkoda tylko, że jest trochę drogi, ale rozumiem jeśli chodzi o ten skład to jestem w stanie wybaczyć. Ostatnimi produktami są krem różany do rąk z TBS, który bardzo ładnie pachniał i całkiem nieźle nawilżał oraz szybko się wchłaniał, ale nie spodziewajcie się cudów, nie odratuje bardzo suchych dłoni. Ostatnim produktem jest żel antybakteryjny do dłoni z TBS, który sprawdził się dobrze w swojej roli. Pamiętam, że kupiłam ich kilka w bardzo korzystnej promocji. 


Kolejne opakowanie wody Uriage i kolejne w użyciu. To chyba wiele mówi, uwielbiam ten produkt i jest u mnie zawsze i zawsze do niej wracam. Kolejne opakowanie płynu micelarnego z Biodermy, który według mnie jest najlepszy w swojej kategorii. Czasem lubię do niego wrócić, chociaż całkowicie przestawiłam się na demakijaż olejkami. Żel do mycia jaki zużyłam to Ziaja kuracja lipidowa, całkiem przyzwoity myjak, ale według mnie nic szczególnego, myje twarz i tyle, no i nie podrażnia co dla mnie bardzo ważne. Do toniku różanego z Pat&Rub, o którym pisałam tutaj wracam co jakiś czas, nie zawsze, bo jednak trochę kosztuje, ale bardzo lubię i pewnie jeszcze nie raz zobaczycie w denku. Ostatnim produktem do twarzy jest krem pod oczy GoCranberry, który mnie zawiódł, ponieważ na noc był dla mnie za lekki, a kiedy go kładłam pod makijaż ważył się na mnie korektor. Niestety nie jest to produkt dla mnie i ponownie do niego nie wrócę


Jeśli chodzi o makijaż to zużyłam maskarę Max Factor False Lash Fusion, której kupiłam kolejne opakowanie i tym razem z pewnością przygotuję Wam recenzję, bo u mnie przebiła Maybelline Lash Sensational, co nie myślałam, że się zdarzy. Korektor z Essence Stay Natural w odcieniu 03 bardzo mnie zaskoczył, ponieważ całkiem dobrze krył i ładnie rozświetlał okolice pod oczami. Dodatkowo kosztuje niewiele, zobaczcie na niego jak będziecie miały okazję. Jedyna wada to brak wydajności, ale to chyba mankament wszystkich tego typu korektorów. Eyeliner L'Oreal Superstar absolutnie się u mnie nie sprawdził. Aplikator jest bardzo gruby i sztywny przez co ciężko maluje się kreskę, a już o jaskółce nie wspomnę. Wysechł i w sumie to cieszę się, że mogę go wyrzucić. Kolejny produkt to maskara 3in1 MySecret, która niestety okropnie się osypuje, a to jest jedyna rzecz, której maskarze nie mogę wybaczyć. Dla mnie musi być przede wszystkim trwała. 


Przechodzimy już do 'jednorazowych produktów'. A pierwszy z nich to regenerująca maska do stóp L'Biotica, która według mnie nie działa, znaczcie lepsza jest wersja złuszczająca. Co do maseczek w płachcie Skin79 to muszę przyznać, że akurat te mnie jakoś nie porwały, ale muszę przyznać, że wersja Pearl jest naprawdę przyjemna i być może za jakiś czas użyję ponownie. Znacznie bardziej lubiłam te maseczki w jednolitym opakowaniu jeśli to ma sens.


Zaraz kończymy. Znalazła się tutaj też nowość u mnie czyli maseczka enzymatyczna z Ziaji, która bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła, ponieważ skóra była po niej niesamowicie gładka. Mam jeszcze jedną i z pewnością kupię kolejne. Kolejna maseczka to peel off z zieloną herbatą firmy, której nie mam pojęcia jak się nazywa. Nie zauważyłam jakiegoś szczególnego działania. Ostatnia maseczka to Douglas Beauty System i kompletnie ją odradzam, ponieważ użycie jej na raz jest bez sensu, a kiedy zostawiłam ją i użyłam za kilka dni podrażniła mnie okropnie. Więcej na pewno do niej nie wrócę. Jeśli chodzi o próbki to bardzo polubiłam Skin79 Pearl Luminate, jest to oczyszczający żel z wyciągiem z pereł. Bardzo mi się spodobał i przymierzam się do kupna pełnowymiarowego opakowania. Kupiłam już dużą wersję kremu BB Super+, ale o nim napiszę Wam za jakiś czas. Ostatnie produkty to olejek z drzewa herbacianego z TBS, którego mam już kolejną buteleczkę. A także mały żel pod prysznic z L'Occitane o zapachu japońskiej wiśni, który zużyłam z przyjemością w podróży.

Uff! I to już wszystko, mam nadzieję, że dotrwałyście do końca. Jakie produkty Wam udało się zużyć? Znacie coś z moich? Polecacie coś co powinnam wypróbować?
Buziaki! :*

maja 02, 2016

Ulubieńcy kwietnia # 2016

Ulubieńcy kwietnia # 2016
Witajcie! :)
Dzisiaj czas na ulubieńców minionego miesiąca. Nie ma ich dużo, bo jakoś ciężko mnie po tylu latach czymś zachwycić, zwłaszcza jeśli chodzi o pielęgnację. Jak prawie co miesiąc sama kolorówka, jeśli chcecie zobaczyć po co w tym miesiącu sięgałam najczęściej to zapraszam dalej :)


Pierwszy produkt, po który sięgałam najczęściej w tym miesiącu to koreański krem BB Super+ Skin79, o którym napiszę Wam za jakiś czas. Przypadł mi do gustu, ponieważ wygląda bardzo ładnie na skórze, a o zdjęciach już nawet nie wspomnę, szybko się go nakłada, Ma SPF 30, czyli coś co w tym okresie jest bardzo pożądane. Drugim produktem jest bardzo dobrze znany puder Rimmel Stay Matte w najjaśniejszym odcieniu, który bardzo polubiłam, zwłaszcza do utrwalania korektora pod oczami, ponieważ nie przesusza delikatnej skóry wokół oczu i bardzo ładnie wygląda pod oczami, a także na całej twarzy. Kolejnym produktem jest korektor L'Oreal Lumi Magique w odcieniu Medium i wbrew pozorom nie jest wcale ciemny, raczej trochę różowy przez co jeszcze ładniej wygląda u mnie pod oczami niż jego jaśniejszy brat, bardzo mi się podoba i w zapasie mam kolejne opakowanie, jeśli chcecie zobaczyć moją ogólną recenzję o jaśniejsze wersji to zapraszam - klik. Kolejnym produktem, do którego w zasadzie wróciłam, bo biedny leżał zapomniany w czeluściach moich kosmetycznych zbiorów to cień do brwi z theBalm Brow Pow w odcieniu Dark Brown. Wróciłam do niego i z przyjemnością używałam przez cały miesiąc, a może nawet dłużej, Bardzo dobry produkt, z którym łatwo się współpracuje, a jeśli chcecie wiedzieć więcej to zapraszam Was do recenzji, którą oczywiście dalej podtrzymuję - klik.


Ostatnim produktem jakiś mnie zachwycił w kwietniu to pigment z najnowszej kolekcji La Mania Inglot nr 14, który z przyjemnością używałam do rozświetlania wewnętrznego kącika, jest taki delikatnie brzoskwiniowy, ale wygląda naprawdę pięknie. Nawet moja siostra powiedziała mi ostatnio, że mam bardzo elegancki makijaż (zwykły dzienniaczek), jeśli macie ochotę stworzę dla Was post z moim dziennym makijażem. 

I to już wszyscy moi ulubieńcy, tak jak pisałam na początku nie ma tego jakoś dużo, ale są to same perełki, które bardzo przypadły mi do gustu. A co było Waszym ulubieńcem ostatnio? Znacie coś z moich? Piszcie koniecznie :)
Buziaki! :*
Copyright © 2014 U Vajlet , Blogger