sierpnia 23, 2016

♥ Haul kosmetyczny

♥ Haul kosmetyczny
Witajcie! :)
Wieki nie było haulu na blogu. Robiłam zakupy, ale wiecie jak to jest, często zapominałam co kupiłam albo już otworzyłam albo ułożyłam i zapomniałam gdzie, no i tak się rozeszło wszystko. Dzisiaj jednak podzielę się z Wami tym co ostatnio wpadło w moje ręce. Jeśli jesteście ciekawe to zapraszam dalej :)


Pierwszym przystankiem był Rossmann. Skusiłam się na żel Nivea o zapachu pomarańczy i nowy peeling do ust z Eveline, który polecała mi koleżanka. Jest fajny, ale więcej się dowiecie w recenzji, która pojawi się za jakiś czas :)


W Inglocie zdecydowałam się na pędzel 4SS, który wyczaiłam na YouTube, jest bardzo fajny czy do cieni czy do rozświetlacza. Do tego zalotka, jak ja mogłam wcześniej żyć bez niej?! Już rozumiem o co chodzi, zwłaszcza kiedy ma się takie proste rzęsy jak ja. Kolejne dwa produkty to produkty do brwi, ponieważ już bardzo długo chodziła za mną ta konturówka i w końcu zdecydowałam się na odcień 16 oraz na nowość, czyli Brow Shaping Mascara nr 02


Kolejne zakupy to dwie skromne rzeczy z drogerii ekobieca.pl. Pierwsza rzecz to klej do brokatu Kryolan, którego szukałam wszędzie w mniejszej pojemności i ciężko było go znaleźć, ale w końcu się udało. A żeby jemu nie było smutno to dorzuciłam puder bambusowy Ecocera i mam wrażenie, że chyba jednak bardziej lubię puder ryżowy. 


Kolejne zakupy to już mintishop.pl gdzie zamawiałam dwa razy, ponieważ jestem sierotą i nie pomyślałam o tym, żeby zrobić to za jednym zamachem. Pierwszy produktem jest brokat LASplash o nazwie Whiskey Sour. Kolejnym produktem jest kamuflaż z Catrice w numerze 010, od kiedy go nie miałam zawsze na niego polowałam, ale nigdy go nie było w naturze. Wrzuciłam też dwie pomadki theBalm Meet Matt(e) Hughes, o których niedługo Wam napiszę, bo mam już wyrobioną opinię.
 

Wzięłam też kępki Medium z Ardell oraz dorzuciłam model 335, które są dość długie, mam nadzieję, że w końcu nauczę się przyklejać sobie rzęsy. 


Postanowiłam sprawdzić też gąbeczki blendit!, bo jak na razie według mnie beautyblender nie ma sobie równych. Zdecydowałam się też na naturalny dezodorant w kremie marki Purite. Słyszałam, że trochę trwa przyzwyczajenie się skóry do tego, ale będzie chłodniej niż lepiej, więc nie ma lepszego momentu, żeby przyzwyczaić skórę.  Na koniec wrzuciłam jeszcze konturówkę Lip Barrier z Golden Rose.


Ostatnie zakupy wyszły zupełnie przez przypadek. Wrzuciłam dwa pędzel Zoeva, czyli numer 224 oraz pędzelek z kolekcji Rose Golden nr 226, nie mogłam go znaleźć w innych kolekcjach. Dodatkowo zagościła u mnie nowość z theBalm, czyli róż Balm Beach. Do tego dorzuciłam korektor Essence Stay Natural w najjaśniejszym odcieniu. Od jakiegoś czasu kusiła mnie marka Nabla i zdecydowałam się na dwa cienie- czarny o nazwie Nocturne oraz piękny, opalizujący niebieski Under Pressure.

To już wszystko z moich zakupów, jest tego sporo, a przede wszystkim przeważa kolorówka. No cóż, zaczęłam się ostatnio bardzo bawić makijażem, więc niektórych rzeczy mi po prostu brakuje. A Wy co ostatnio kupiłyście? Znacie coś z moich produktów? A może coś Was zainteresowało? 

sierpnia 16, 2016

Max Factor, False Lash Effect Fusion

Max Factor, False Lash Effect Fusion
Dzień dobry :)
Czy Wy też tak jak ja marzycie o pięknych, długich rzęsach niczym skrzydła motyla? Jeśli takie macie to szczerzę Wam zazdroszczę. Moje są proste, nie za długie, bez pomalowania kompletnie ich nie widać. Nie mam problemu, żeby chodzić bez makijażu, ale trzeba przyznać, że pomalowane rzęsy robią robotę. W ogóle mam wrażenie, że wieki nie było recenzji żadnego tuszu, więc jeśli szukacie czegoś nowego to zapraszam dalej :)


OD PRODUCENTA:

Tusz do rzęs Max Factor False Lash Effect Fusion Volume and Length Mascara zastępuje poprzednika w czarnym opakowaniu - oprócz długości dodaje objętości rzęsom, sprawia że wyglądają jak sztuczne. Tusz jest trwały, nie osypuje się ani nie kruszy.


Maskarę tę mogłyście już widzieć na blogu w jakimś makijażu albo ulubieńcach. Jest to moje drugie opakowanie. Zazwyczaj nim wydam opinię o maskarze to testuję ją jeszcze raz, bo bywa tak, że kolejnym razem już nie jest taka fajna jak była. 


Jestem zdecydowaną zwolenniczką silikonowych szczoteczek, najlepiej jeszcze jak są wygięte, ponieważ pierwszą rzeczą jaka mnie interesuje w tuszu do rzęs to czy podkręca rzęsy.  Nienawidzę efektu pajęczych nóżek, do mnie przemawiają pięknie rozdzielone, wydłużone rzęsy. Tym tuszem można pięknie wyczesać rzęsy. Na pewno dodaje objętości, ale nie zauważyłam, żeby jakoś szczególnie wydłużał, przy pierwszym opakowaniu miałam bardzo wydłużone rzęsy, które niemal dosięgały do brwi. Tak tym tuszem osiągnęłam taki efekt. Jest bardzo trwały. Nie kruszy się, nie osypuje, nie rozmazuje, a nie ma nic gorszego niż czarne kropki od tuszu pod oczami. 

Ma 6 miesięcy przydatności, ale spokojnie, prędzej Wam wyschnie niż dobije tych miesięcy. Mnie pierwsza wyschła standardowo po ok. 3 miesiącach. Jest to dość szybko i nie satysfakcjonuje mnie, ponieważ tusze z Max Factor są bardzo drogie. Oczywiście swoje kupiłam podczas promocji w Super-pharm i Rossmannie. Nie wiem czy moje rzęsy buntują się bez oleju kokosowego, ale są zdecydowanie krótsze niż były. Moim zdaniem daje bardzo ładny efekt na moich rzęsach, myślę, że przy podkręconych będziecie miały rzęsy do nieba. 



Wybaczcie stan mojej cery, to chyba zbliżają się 'te' dni albo jakiś produkt mnie zapchał, tylko nie mogę dociec co to może być.


Jest to bardzo dobry tusz, godny wypróbowania. Nie wiem jeszcze czy do niego wrócę. Na pewno nie w cenie regularnej. Teraz zaczęłam używać zalotki, więc pewnie zmienią się moje preferencje co do właściwości tuszu.

Znacie tę maskarę? A może znacie pozostałe z serii FLE? Jakie maskary się u Was sprawdzają? Polecacie coś? 

Buziaki! :*

sierpnia 15, 2016

Sephora, błotna maseczka oczyszczająco - matująca

Sephora, błotna maseczka oczyszczająco - matująca
Dzień dobry!
Mam nadzieję, że weekend Wam się udało i jesteście pełne energii. Mój był nie najgorszy, ale bywały lepsze, wiadomo, zdarza się. Niedługo na blogu pojawi się haul, którego milion lat nie było. Ostatnio taki post pojawił się na początku kwietnia, więc w tym tygodniu koniecznie muszę go wstawić. Dajcie mi chwilę aż przyjdą wszystkie paczki :) A dzisiaj zapraszam Was na recenzję maseczki, która zdecydowanie zasługuję na swój własny post, a mianowicie maseczka błotna z Sephory, która często jest porównywana z chyba czarną wersją maseczki GlamGlow, która jest 4 razy droższa. 


Maseczka z Sephory została oczywiście dodatkowo spakowana w kartonik. Pojemność 60 ml za 55 zł, więc myślę, że jest to całkiem niezła cena, tym bardziej, że produkt jest wydajny.

Jest to bardzo oczyszczająca maska. Jako posiadaczka cery mieszanej używam go na strefę "T" oraz na pory przy nosie i jeśli mam jakieś niedoskonałości to również na nie. Trzymam ją tak mniej więcej 5-10 minut. Zalezy to też od tego czy piecze mnie od niej skóra. Zwykle nie mam z tym problemu i przy tej maseczce też nie miałam, ale jeśli macie podrażnioną, zmęczoną i wrażliwą skórę to lepiej jej nie nakładać w tych dniach. Wrażliwcom w ogóle ją odradzam, bo według mnie jest naprawdę mocna. Ma dość specyficzny zapach, ale nie jest to coś czego kompletnie nie da się znieść, powiedziałabym, że czuć błoto, więc to chyba nic dziwnego. 



Maseczka należy do tych zastygających. Potem zmywam ją ciepłą szmatką flanelową i domywam zimną wodą. Chyba, że nakładam jeszcze płatek oczyszczający na nos, to wtedy używam letniej wody. Ta maseczka świetnie oczyszcza, ale przede wszystkim otwiera pory na nosie, przez co wągry są łatwiejsze do usunięcia. Dlatego właśnie często po niej używam płatków oczyszczających. 

Bardzo dobrze matuje, zwęża pory, dzięki czemu są mniej widoczne. Niestety może wysuszyć, dlatego polecam nakładać ją punktowo. Mam wrażenie, że od czasu kiedy jej używam moja strefa "T" bardzo się poprawiła. Nie czuję już tak mocno osadzonych wągrów. Oczywiście przyspiesza walkę z niedoskonałościami. Faktycznie matuje. Używa jej także moja siostra, która również jest z niej zadowolona. 


Z czystym sumieniem mogę ją polecić, zwłaszcza jeśli macie cerę problematyczną. Znacie tę maseczkę? Próbowałyście? Może macie swoje sposoby na skuteczne oczyszczanie? Piszcie koniecznie :)

Buziaki! :*

sierpnia 12, 2016

Piątkowy przegląd filmowy #15

Piątkowy przegląd filmowy #15
Dzień dobry! :)
Dzisiaj znowu mam dla Was kilka filmów, które obejrzałam w ostatnim czasie. Nie ma tego dużo, ponieważ korzystam z lata i często gdzieś wychodzę. Co do lata to nie wierzę, że już jest połowa sierpnia, przecież dopiero nie dawno się zaczęły. Coś czuję, że te wakacje skończą się wyjątkowo szybko jak cały ten rok. Co do filmów, jeśli macie ochotę zobaczyć co tam ostatnio obejrzałam to zapraszam dalej :)



1. Iluzja, czyli film, który chyba nawet już był w przeglądzie filmowy w jednym z pierwszych, ale jako, że do kin weszła druga część musiałam sobie przypomnieć co dokładnie działo się w pierwszej i która moim zdaniem jest lepsza. Nadal uważam, że to bardzo fajny film, którego jeśli jeszcze nie widziałyście warto zobaczyć. 

2. Iluzja 2, czyli prawie nowość w kinach. Myślę, że jeszcze cały czas znajdą się jakieś seanse, bo warto na niego iść. Moim zdaniem lepszy niż pierwsza część, wyjaśnia się kilka rzeczy z pierwszej. Dodatkowo ciekawe jest zobaczyć Daniela Radcliffe'a jako czarny charakter. Dużo magii, sztuczek, żeby przechytrzyć wszystkich i zrobić wielkie show dokładnie jak w pierwszej części. Znaczy oczywiście inne show. Wszystko znowu kręci się wokół tajnej organizacji jaką jest "OKO". Jedyne czego mi brakuje z pierwszej części to Henley (Isla Fisher). Jako nowa postać pojawia się Lula (Lizzy Caplan), której nie mam nic co zarzucenia, ale wolałam jednak Islę Fisher jako Czwartego Jeźdźca. 


3. Bogowie Egiptu to film, który w zasadzie skończyłam oglądać wczoraj, bo często mnie nie było w domu albo oglądałam House'a. Film ciekawy, ale wielkiego wrażenia na mnie nie zrobił. Myślę, że zdecydowanie bardziej przypadnie do gustu młodszej publiczności. Z drugiej strony zważając na niektóre sceny nie do końca się nadaje. Opowiada o czasach bogów, gdzie Set zabija swojego brata Ozyrysa, a Horusowi odbiera oczy i skazuje na wygnanie. Śmiertelnik postanawia uratować Egipt przed panowaniem Seta. Kradnie oko i zaczyna poszukiwania Horusa. Od tego czasu zaczyna się ich wspólna przygoda.

4.  Seria Niezgodna: Wierna, czyli ostatnia część z trylogii. Na pewno przypadnie do gustu fanom całej serii. Po raz trzeci wybieramy się z Tris i Cztery w podróż. Tym razem szukają osób, które stworzyły Chicago i założyły frakcję. Co z tego wyniknie? Dużo podejrzeń, niedomówień, oszustw i próby lojalności. Mnie film się podobał, polecam zobaczyć, chociaż mi najbardziej przypadła do gustu część druga.


5. Odrobina nieba, czyli ostatni film na dzisiaj. Wzruszająca historia kobiety, która właśnie rozwija swoją karierę, korzysta z życia, bawi się z przyjaciółmi. Dowiaduje się, że jest poważnie chora i od tego czasu wszystko zaczyna się zmieniać i komplikować. Jeśli nie widziałyście to chociaż dla samej Kate Hudson warto zobaczyć, która znana jest zdecydowanie bardziej z ról w komediach romantycznych. Tutaj widziałam ją w innym wcieleniu.

Mam nadzieję, że od teraz przegląd będzie pojawiał się raz w miesiącu, bo im dalej go odkładam tym mniej pamiętam filmów, które oglądałam. 

I to już wszystkie filmy na dzisiaj. Co Wy ostatnio oglądałyście? Widziałyście coś z moich propozycji?
Życzę Wam udanego weekendu :)

sierpnia 04, 2016

♦ Makijaż lipca ♦

♦ Makijaż lipca ♦
Witajcie w makijażu lipca! :)
Dawno nie było żadnego makijażu, ale jako, że dzisiaj przyszły cienie Glam Shadows, które zamówiłam dwa dni temu i teraz będę kombinować różne makijaże. Bardzo często przy makijażu dziennym używałam przez te kilka miesięcy palety Too Faced Sweet Peach, ale jest na już niedostępna, rozeszła się bardzo szybko i stwierdziłam, że tak naprzemiennie będę używała różnych rzeczy. Ten makijaż jest bardzo prosty, świeży i będzie pasował każdemu. Jeśli poprzedni był podobny to przepraszam, ale w kwestii makijażu dziennego jestem raczej monotematyczna, zmieniają się tylko produkty :) Jeśli jesteście ciekawe czym osiągnęłam taki efekt jak na zdjęciu poniżej to zapraszam dalej.


Poniżej znajduje się moje zdjęcie bez makijażu, czyli tak jak poprzednio jedna z Was pisała będzie można sobie porównać jaka jest różnica. Moim zdaniem całkiem spora, bo jednak oczy są podkreślone, brwi prawie równe, a twarz ma jakiś kontur.


Zaczęłam od nałożenia bazy Benefit The POREfessional na pory, które mam przy nosie i na czole. Zaraz potem przeszłam do oczu, gdzie nałożyłam bazę z Inglota Eyeshadow Keeper (klik). Tutaj zaczyna się praca z cieniami. Nic skomplikowanego. Matowym beżem (na dole wszystkie numerki) matuję całą powiekę i obszar aż do brwi. Potem średnim, chłodnym brązem zaznaczam załamanie. W samo załamanie dokładam trochę ciemniejszy brąz i rozcieram. W sam kącik nakładam ciemno czekoladowy brąz i łączę z resztą cieni. Na pozostałą część powieki ponownie nakładam matowy beż. W wewnętrzny kącik ląduje pigment z Inglota nr 14 z serii La Mania. Kocham i uwielbiam ten kolor <3 Na dolnej powiece rozcieram perłowy cień w kolorze brązu z bordo i fioletem.



Do tego nakładam beżową kredkę z Inglota nr 05 na linię wodną. Natomiast linię rzęs przyciemniam brązową kredką wodoodporną z Essence. Na rzęsach jedna z moich ulubionych maskar, czyli Eveline Volumix Fiberlast (klik). To już całość jeśli chodzi o oczy.



Na twarzy ląduje podkład, o którym niedawno pisałam, czyli L'Oreal True Match w odcieniu 2.N Vanilla (klik). Pod oczy i na niedoskonałości korektor Bourjois Healthy Mix w najjaśniejszym odcieniu, który jest mocno żółty i całkiem ciemny jak na jasny odcień. Pod oczy jeszcze korektor rozświetlający L'Oreal Lumi Magique nr 2 Medium. Jest bardziej różowy niż nr 1, ale wydaje mi się, że pasuje całkiem dobrze i nie kłóci się z resztą produktów (klik). Całość utrwaliłam pudrem L'Oreal Infallible 24H Matte Powder, który na pewno na tyle nie matuje. Odcień to 123 Warm Vanilla.



Brwi zrobiłam pudrem theBalm Brow Pow (kilk), który staram się wykończyć. Utrwaliłam je resztą Brow Artist Plumper w ciemniejszym odcieniu. Na policzkach wylądowała moja nowa miłość, czyli bronzer z Inglota nr 502. Róż to również produkt, który staram się wykończyć, ale jest wydajny, a mianowicie Pouge Bunny Rouge 036  Orpheline. Wisienka na torcie, czyli rozświetlacz  to Lovely Gold Highliter (klik).


Jeśli chodzi o usta to stawiałam na ich nawilżenie, ponieważ ostatnimi czasy są naprawdę wysuszone i tutaj dzielnie służył mi balsam z Bourjois Color Boost 030 Orange Punch. Naprawdę piękny, delikatny kolor, który powinien pasować każdemu. 







A jak wygląda Wasz makijaż? Co sądzicie o moim? Jakich macie ulubieńców do makijażu dziennego? Piszcie koniecznie :)

sierpnia 03, 2016

Body Boom, peeling kawowy boskie mango

10
Body Boom, peeling kawowy boskie mango
Witajcie :)
Ostatnio mam zaległości z pisaniem o produktach pielęgnacyjnych, więc dzisiaj czas na coś co ma swoich zwolenników i przeciwników. Zapewne spotkałyście się z podobnymi opiniami na temat tego produktu, Jeśli jesteście ciekawe jak sprawdził się u mnie to zapraszam dalej. 

OD PRODUCENTA:

Jestem… boskim chłopakiem.
Moja magia sprawi, że Twoje ciało zawsze będzie jędrne, sprężyste i idealnie nawilżone. Moja moc pałająca z unikalnej kompozycji tworzących mnie składników zredukuje cellulit i rozstępy. Mój głęboko skrywany sekret - sól, którym dzielę się tylko z Tobą, odtruje Twoją skórę i pochłonie wszelkie toksyny. Chcesz usłyszeć więcej? Moją tajną bronią jest boski zapach mango, któremu nie może oprzeć się żadna z Was. Jeżeli tak jak ja szukasz nowych wrażeń i silnych doznań, to wskoczmy razem pod prysznic!
Obiecuję, że zadbam o Ciebie jak nikt wcześniej!


Muszę przyznać, że marketing i opisy produktów firma ma zaskakujące :D

Peeling kawowy to coś za co próbowałam się długo zabrać, ale nigdy nie mogłam zrobić go sama, więc kiedy zobaczyłam, że takie cuda są dostępne to zaczęłam się zastanawiać czy zamawiać czy nie. W końcu uległam i stwierdziłam raz kozie śmierć. A że kawa ma właściwości antycellulitowe i ujędrniające to nie było na co czekać. I tak oto w moje ręce wpadł peeling Body Boom Boskie Mango.


Peeling ma standardowe drobinki kawy, które są odpowiednio ostre aby zrobić porządne zdzieranie. Jeśli jesteście fankami delikatnego złuszczania to absolutnie nie jest to produkt dla Was. Stosowałam go na suchą skórę, ale zanim go położyłam sam produkt mieszałam z odrobiną wody, bo bez tego ciężko byłoby go rozprowadzić. Dokładnie masowałam kolistymi ruchami i tak jak producent pisał zostawiałam go na 5-10 minut. 


Czułam, że piecze mnie skóra. Nie było to coś czego nie da się znieść, raczej potwierdzenie, że produkt działa. Po zmyciu skóra jest niesamowicie gładka, nigdy w życiu po żadnym produkcie nie miałam tak gładkiej i delikatnej skóry, gdzie efekt nie znika po jednym dniu. Dla mnie? Rewelacja. Faktycznie czuć ujędrnienie skóry, przez co albo to efekt placebo albo faktycznie cellulit jest mniej widoczny. Używałam go tak co 2-3 dzień, więc może to też miało wpływ. W każdym razie jestem pod ogromnym wrażeniem. 


Jeśli niestety jesteście wrażliwe na zapachy ten produkt może Was przyprawić o ból głowy, ponieważ jest niesamowicie intensywny. Bardzo długo mi to nie przeszkadzało, ale w pewnym momencie zrobiło mi się od niego niedobrze i słabo, więc radziłabym podchodzić z zapachem ostrożnie. Nie wiem co mi się nagle stało, ale to nie tylko ten produkt. Być może po prostu to mój organizm zmienił preferencje.

To opakowanie fajnie wygląda, ale prawda jest taka, że po jakimś czasie stania w łazience wygląda strasznie. Produkt zawiera 200 g i kosztuje 65 zł. Nie jest to mało, ale jest dużo bardziej skuteczny niż inne peelingi w tej cenie. Wiem, że można zrobić go samemu, ale jestem na to za leniwa.



Z pewnością wrócę do tych produktów, może niekoniecznie do tego samego, może wypróbuję inny zapach.

Znacie ten produkt? A może robicie same peeling kawowy? Lubicie? Nie lubicie? Piszcie koniecznie :)
Buziaki! :*

sierpnia 02, 2016

L'Oreal True Match Super-Blendable Foundation

L'Oreal True Match Super-Blendable Foundation
Dzień dobry.
Znowu zaginęłam, ale co chwilę coś się dzieje w moim życiu i nie zawsze są to przyjemne sprawy. Poza tym wakacje i tak nie mogę stać się regularna w dodawaniu postów. Jutro jest dzień na robienie zdjęć. Może jak będę miała materiały przyjdzie mi to z większą łatwością. W każdym razie żyję i mam nadzieję napisać kilka postów na zapas. Może mi się uda, trzymajcie kciuki.

Chociaż jest lato i większość z nas nie chce się malować to w Szczecinie jest znośnie, a na pewno nie gorąco. Było tylko kilka naprawdę upalnych dni, gdzie żaden makijaż nie wchodził w grę albo po prostu spływał. Są jednak momenty, w których chcemy/musimy (niepotrzebne skreślić) wyglądać dobrze - praca, impreza, wyjście ze znajomymi, randka czy wesele. Czy True Match podołał zadaniu? Zapraszam do czytania dalej.




Moja skóra w okresie letnim jest bardzo kapryśna. Przede wszystkim strefa 'T' zdecydowanie bardziej się przetłuszcza, powiedziałabym nawet, że w tym miejscu mam cerę tłustą, już nie mieszaną. Bez bibułek matujących i pudru nie wychodzę z domu, bo wiem, że bardzo szybko zacznę się świecić. Nie używam podkładów matujących, bo zazwyczaj są ciężkie, pod wpływem słońca i potu i tak spłyną. 


Kolor, który wybrałam to 2N Vanilla i jest to bardzo ładny lekko żółty, ale też bez przesady kolor. Drugi w gamie i idealny przy lekkiej opaleniźnie. Jest to podkład, który nie ciemnieje. 
Faktycznie bardzo ładnie stapia się ze skórą. Nie powiedziałabym, że jego krycie jest jakieś fantastyczne, raczej średnie. Jest bardzo lekki i nie czuć go na skórze. Po nałożeniu ma wykończenie bardziej matowe co mnie zaskoczyło, ponieważ on ma w sobie mikroskopijne drobinki co widać po nałożeniu. Nie przeszkadza mi to, ponieważ po przypudrowaniu prawie wcale ich nie widać, a nawet jeśli to dzięki temu pięknie odbijają światło. Trzeba na niego uważać, bo przy dużych porach na pewno po jakimś czasie się w nich zadomowi. Nie zauważyłam, żeby podkreślał suche skórki. Czasami brzydko podkreśla niedoskonałości, ale jest to dla mnie do przeżycia. 


Zaczyna świecić się bardzo szybko, ale nie dlatego, że tak ma, tylko dlatego, że nie radzi sobie z upałami. Nawet dobrze utrwalony może spłynąć. Chociaż ja go lubię na wieczorne wyjścia i na co dzień. Wydaje mi się, że skóra wygląda dzięki niemu tak świeżo i ładnie. Nim zrobiło się gorąco lepiej się sprawdzał, a teraz kiedy nie ma upałów również jestem z niego zadowolona. Poza faktem, że lubi wchodzić w pory to nie mam mu więcej do zarzucenia. 
Producentowi za to sugerowałabym większy wybór kolorów, ponieważ jest ogromna różnica między pierwszym a drugim odcieniem. 






Nie miałam okazji spróbować starej wersji, ale z nowej jestem zadowolona. Dostaniecie ten produkt, w każdej drogerii, chociaż wiadomo najkorzystniej poszukać go na internecie. 

A Wy co sądzicie? Znacie ten produkt? Macie porównanie z poprzednią wersją?
Buziaki! :*
Copyright © 2014 U Vajlet , Blogger