Dzisiaj tak dla odmiany piszę spontanicznie, bo przez ostatnie kilka dni posty były zaplanowane. Wróciłam wczoraj do domu ze szpitala i czuję się jakbym wróciła z obozu przetrwania. Wszędzie mam siniki albo po pobieraniu krwi, wenflonie czy też zabiegu. Co prawda nic mi nie jest, ale ze szpitalnego pamiętnika polecam: Nie oddzwaniajcie do ludzi o razu po przebudzeniu, narkozie i lekach przeciwbólowych, bo mogą pomyśleć, że upiliście się we wtorkowy ranek :D Kurier pewnie miał ze mnie ubaw. Btw. w październikowych nowościach pokażę Wam buty i trochę o nich opowiem, bo jak tylko wrócą mi siły na wyższe buty wracam do chodzenia w nich.
Golden Rose od czasu pomadek Velvet Matte, o których pisałam tutaj, co chwilę zaskakuje dobrymi produktami. Gdy usłyszałam o nowych pomadkach, tylko w kredce i bardziej nawilżających byłam bardzo na tak i nie mogłam się doczekać aż wpadną w moje ręce (nie, nie wyleczyłam się ze szminkoholizmu :D). Kupiłam je dość dawno, ale że moje usta nie były w najlepszej kondycji odkładałam recenzję. Jestem zdziwiona, bo wybierając pomadki odruchowo sięgnęłam po jesienny kolor z czego bardzo się cieszę, bo takich trochę u mnie brakuje. Jeśli chcecie się dowiedzieć co o nich uważam to zapraszam dalej na recenzję.
OD PRODUCENTA:
Pomadki w kredce kosztują 11,90 zł za 3,5g. Wiadomo, że nie jest to drogo, bo umówmy się, że zwykle pomadki zużywa się bardzo długo, chyba, że jakiejś używa się namiętnie przez cały czas. Dostępnych jest 15 kolorów, więc myślę, że każdy znajdzie coś dla siebie.
Zdecydowanie bardziej gładko suną po ustach niż te z serii Velvet Matte, bo są trochę bardziej nawilżające, przez co wykończenie nazwałabym satynowym, nie jest to na pewno 100% mat. Zaraz po nałożeniu czuć je trochę na ustach, ale jest to komfortowe. Przez swój kształt bardzo łatwo rozprowadzają się na ustach, dzięki czemu mniejsze jest prawdopodobieństwo, że możemy wyjechać za kontur ust. Nie zauważyłam, żeby wysuszały usta.
Pomadki mają bardzo dobrą pigmentację, ale nie są z tych, których kolor wżera się w usta. Ładnie znikają z ust, bo bardzo równomiernie. Wiadomo, jeśli zjecie coś tłustego to nie ma szans rozpuszczą się jak każda inna nawet najtrwalsza pomadka. Wytrzymują tyle samo co ich poprzedniczki, bo u mnie ok. 3 godzin w zależności ile jem i piję czy też mówię. Nie wiem czemu, ale mimo bardziej nawilżającej formuły wolę serię Velvet Matte, chociaż ta nie jest zła. Absolutnie! Będą idealne ja jesień, kiedy usta będą lubiły się dużo bardziej wysuszać.
Wybrałam jeden kolor dzienny, a rugi bardziej wieczorowy i jesienny, nazwałabym go czerwonym winem. Pierwszy z nich wpasuje się we wszystkie wariacje makijażowe jakie zapragniecie, bo jest to taki brudny róż, wpadający w nude, bardzo trudny do sklasyfikowania kolor. Drugi osobiście wolę używać wieczorem i coś czuję, że będzie kolorem, który w tym sezonie będzie często gościł na moich ustach.
Lubię te pomadki, chociaż większą sympatią darzę Velvet Matte. Jak będziecie miały okazję koniecznie sprawdźcie tę nowość od Golden Rose, bo są warte uwagi.
Co sądzicie? Używałyście? Planujecie kupić?
Buziaki! :*
Oby dwa przepiękne! Ciemniejszy kolorek idealnie wpisuje się w jesienne klimaty. Miłego dnia, buziaki :****
OdpowiedzUsuńMam nr 4, 10, 11, 12, 13, 14 ;) 4 i 11 kocham szczerą miłością ;)
OdpowiedzUsuńU nas nas ale Twoje kolorki oba dla mnie za ciemne ;(
OdpowiedzUsuńNr 11 jest bardzo w moim guście :) Ja dopiero zamierzam kupić i wypróbować co najmniej jakieś 2 kolorki tych kredek, może w przyszłym tygodniu uda mi się zaglądnąć do galerii na stoisko Golden Rose :)
OdpowiedzUsuńTen jaśniejszy odcień bardziej mi się podoba.
OdpowiedzUsuńOba kolory piękne. :)
OdpowiedzUsuń11 mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńŁadne kolory :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam matowe pomadki, szczególnie podoba mi się kolor 11
OdpowiedzUsuńSą na mojej zakupowej liście :)
OdpowiedzUsuńZ Golden Rose mam aż 4 błyszczyki z serii Luxury Rich Color. Do szminek nie jestem przekonana.
OdpowiedzUsuń11 piękna :) Jeszcze ich nie mam, ale przymierzam się do zakupu :)
OdpowiedzUsuń