maja 31, 2018

Makeup Revolution Radiant Light Highliter

Cześć, witajcie!
Tak jak wspominałam w poprzednim poście czas na porządki w kosmetykach. Czuję się przytłoczona ich ilością i postanowiłam ograniczyć zbiory, a także kupować tylko to co mi potrzebne, czyli zapewne tylko tusz do rzęs przez najbliższy czas. Oczywiście mam w planach kupować coś co chciałam od dłuższego czasu, ale wprowadzam zasadę przemyślanych zakupów. Jeśli chodzi o moje zbiory produktów do twarzy zdecydowanie przeważają rozświetlacze. Mam ich w tym momencie ok. 20 i jedną paletę do rozświetlania. Zapytacie poco? Nie mam pojęcia, części powinnam się pozbyć, ale albo zapłaciłam za nie dużo albo je bardzo lubię, albo myślę, że doczekają się lepszych czasów. Głupia ja. Zanim jednak części się pozbędę chciałam się podzielić z Wami opiniami na ich temat.

Zaczniemy od produktu, których swego czasu polecała Maxineczka, czyli MUR Radiant Lights. Kupiłam go w trzech odcieniach, bo za pierwszym razem kompletnie z nim nie trafiłam, a za drugim wrzuciłam dwa pozostałe do koszyka - kobieca logika. Mój mózg musiał się wyłączyć w tamtej chwili.


Przed nami wypiekane rozświetlacze w bardzo ładnym minimalistycznym opakowaniu z lusterkiem, które szczelnie się zamyka i nie musimy się martwić, że coś nam się otworzy. Podoba mi się, że kompakt jest czarny i chociaż lubię 'fancy' opakowania to taka klasyka też jak najbardziej mi odpowiada.


Powiedziałabym, że konsystencja jest raczej sucha, a przy nabieraniu na pędzel dość mocno się pylą w opakowaniu. Jeśli jesteście fankami mocnego 'glow' tak jak ja to nie będziecie zadowolone z tych rozświetlaczy, ponieważ dają raczej subtelny efekt rozświetlonej skóry, która wygląda zdrowo, na pewno nikogo nim nie oślepicie. Jest to bardzo ładny efekt na co dzień, elegancki i nieprzesadzony. Nie ma w sobie drobinek co bardzo sobie cenię, ponieważ nie lubię takich produktów. Utrzymują się całkiem nieźle na twarzy, chociaż całego dnia nie przetrwają, może właśnie dlatego, że ten blask jest taki subtelny szybciej znika.



Jeśli chodzi o kolory, to dla naszej polskiej bladości odpada kolor Glow, ponieważ jest zdecydowanie za ciemny. Próbowałam go używać jako cień, ale niestety daje zbyt delikatny efekt, na zdjęciach wychodził prawie na matowy. Kolejny, czyli Breathe (ulubieniec Maxi) to według mnie bardzo ładny kolor, chociaż w niektórych momentach jest za ciemny i za różowy, i niestety nie widać go na twarzy. Lubię go i czasami kiedy nie mam ochoty świecić się jak choinka sięgam po niego. Ostatni to Exhale, który jest chłodny, ale nie wygląda nienaturalnie na twarzy. Myślę, że będą z niego zadowolone osoby zdecydowanie bledsze ode mnie.


Ze mną zostaje tylko rozświetlacz Breathe. Resztę oddaję, ponieważ jest mi niepotrzebna. Mam inne produkty, które lubię bardziej i częściej po nie sięgam. Ponadto to fantastyczne uczucie kiedy pozbywacie się produktów, których nie potrzebujecie, przynajmniej ja się czuję z tym lepiej.


Wet'n'Wild Photofocus Foundation Sof Ivory,  Maybelline Affinitone Concealer 01, Wibo Rice Powder,  UD Primer Potion Eden (klik), Benefit Ka-Brow! nr 5, Maybelline Lash Sensational (klik), GR Terracotta Powder 04 (klik), GR Sheer&Shine nr 11.


A jakie są Wasze ulubione rozświetlacze? Jesteście fankami tych mocnych czy tych bardziej naturalnych? Jakimi warto się zainteresować? Co u Was słychać? Aż miło coś w końcu po takim czasie napisać. Piszcie koniecznie co polecacie :)

Buziaki! :*




2 komentarze:

  1. Ja jestem zdecydowanie miłośniczką mocnego rozświetlenia i lubię zaszaleć w tej kwestii :) Z tego trio najbardziej spodobał mi się odcień Exhale :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tak jak ja, chociaż czasami niby mam ochotę na coś subtelniejszego, a potem jednak brakuje mi tego błysku. jest bardzo ładny, to prawda :)

      Usuń

Copyright © 2014 U Vajlet , Blogger