grudnia 29, 2016

PROJEKT DENKO #10

Witajcie! :)
Dzisiaj czas na ostatnie denko tego roku i tak jak w zeszłym roku zrobimy podsumowanie ile łącznie udało mi się zużyć produktów. Coś skopałam z numeracją i to jest denko nr 10, ale nieważne. Do tej pory zużyłam 108 produktów, co jest znacznie mniejszą ilością niż w zeszłym roku, ale wbrew pozorom wszędzie wokół mnie jest mniej kosmetyków. Łazienka nie jest zagracona, pokój owszem trochę, ale to da się ogarnąć. Denka dają mi poczucie regularności w zużywaniu produktów i kupuję to co w danym czasie potrzebuję, wiadomo czasem mnie poniesie, zwłaszcza kiedy idę na zakupy ubraniowe i nic nie mogę znaleźć, ale to już inna historia :D Jeśli jesteście ciekawe ostatniego denka w tym roku to zapraszam :)



Pierwszym produktem jest olejek pod prysznic Yves Rocher, którego zapach męczył mnie do tego stopnia, że skończył jako żel do mycia rąk. Jeśli nie lubicie ciężkich zapachów to unikajcie go jak ognia. Kolejnym produktem jest olejek do masażu Organique Sweet Moments o zapachu mango. Ja mam go w trochę innym opakowaniu, ponieważ miała to być seria limitowana na Walentynki, ale jest normalnie w sprzedaży. Bardzo podobał mi się zapach i nawilżenie, być może jeszcze do niego wrócę. Nivea Double Effect i Bioderma Sensibio (do tego nie wrócę) to takie przeciętniaki, o ile jeszcze Nivea jest tania i daje radę, o tyle po Biodermę już na pewno nie sięgnę. 


Produkt, który pojawił się w ulubieńcach to peeling do ciała Hagi Cosmetics, który wielbię ponad wszystko, ale jeszcze napiszę Wam o nim już w nowym roku. Zużyłam także winogronową piankę do mycia ciała Organique, którą bardzo lubię i od czasu do czasu chętnie do niej wracam, dobrze myje i co najważniejsze nie wysusza skóry. Dawno nie było w denku masła TBS, tym razem zużyłam małą wersję masła zielona herbata, która gdzieś mi się zapodziała. Ten zapach najlepiej sprawdza się latem.  Jedynym produktem do włosów jaki znalazł się w denku jest maska do włosów Organiqe Energizing, która sama jest taka sobie, dość mocno obciąża włosy, ale w połączeniu z olejkiem macadamia działa cuda.


Jeśli chodzi o twarz to zużyłam oczyszczający płyn bakteriostatyczny 2% kwasu migdałowego Pharmaceris. Szczerze mówiąc to nie zauważyłam jakiejś drastycznej różnicy po jego stosowaniu, skóra mi się tak samo zanieczyszczała jak i bez niego. Jak na razie najlepszym tego typu produktem jaki miałam to płyn złuszczający Clinique nr 1. Drugi produkt, to nawilżający krem to twarzy LillaMai, który ma same dobre opinie na internecie. Niestety z mojej twarzy robił tłustego hot-doga. Mówię poważnie, rano budziłam się z tłustą skórą, a pod makijaż kompletnie się nie nadaje, bo dla mojej mieszanej skóry jest po prostu za ciężki. Z żalem piszę, że niestety nie sprawdził mi się, a szkoda, bo jest to produkt naturalny. 


Maseczki Mizon to odkrycie ostatniego miesiąca, uwielbiam je. Od kiedy je używam widzę, że moja skóra jest zdecydowanie bardziej wygładzona i odżywiona. Bije zdrowym blaskiem co bardzo mi się podoba. Jeszcze Wam o nich napiszę. O maseczkach do ust pisałam niedawno, fajne gadżety, ale na pewno da się bez nich żyć. Płatki pod oczy Efektima są rewelacyjne, pięknie nawilżają i wygładzają skórę pod oczami. 


Wyrzucam butelkę po płynie utrwalającym Inglot, resztę przelałam do małego opakowania, które zdecydowanie lepiej się sprawdza niż to, mam wrażenie, że ono 'pluje' na mnie produkt zamiast rozpryskiwać go ładną mgiełką. Sam produkt lubię i sięgam po niego kiedy chcę, żeby mój makijaż trzymał się bez zarzutu. Zużyłam też mascarę Avon Luxe, którą bardzo lubiłam, ładnie podkreślała rzęsy i je pogrubiała, wydawało mi się, że są jakieś takie bujniejsze. Kolejnym tuszem, który zużyłam jest L'Oreal VML Fatale, o którym pisałam Wam tutaj. Wykończyłam błyszczyk Estee Lauder, którego z tego co się orientuję nie ma już w sprzedaży także tylko powiem, że bardzo lubiłam te błyszczyki i to drugie zużyte przeze mnie opakowanie. Ostatni produkt z kolorówki to korektor Essence Stay Natural, który kiedyś bardzo lubiłam, ale teraz najjaśniejszy odcień ciemnieje mi na pomarańczowo, wygląda to koszmarnie, więc resztę bez wyrzutów sumienia wyrzucam.


Ostatnie już produkty to Aceton Semilac. Aceton jak aceton, dobrze ściąga się nim hybrydy, oczywiście wysusza, ale starcza na dość długo i jest całkiem tani. Tisane to mój absolutnie ulubiony balsam do ust, ten z Nuxe nawet mu do pięt nie dorasta. Mam już w użyciu trzecie opakowanie, a to chyba mówi samo za siebie :) Ostatnią rzeczą jest zapach YC Black Plum Blossom, który palił się u mnie przez całą jesień. Jeśli jeszcze gdzieś go znajdziecie to polecam.


W roku 2016 udało mi się zużyć 125 opakowań. Jest to wynik mniejszy niż w zeszłym roku, ale również jestem zadowolona, bo to znaczy, że poszłam na jakość a nie na ilość. Teraz z czystym sumieniem mogę zacząć Nowy Rok. Jak Wasze zużycia? Znacie coś z moich? Polecacie zamienniki?

Buziaki! :*

7 komentarzy:

  1. ja rowniez teraz uzywam i calkiem dobrze mi to wychodzi :) znam utrwalacz z inglota :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dobrze, trzeba się pozbywać zalegających produktów :)

      Usuń
  2. Bardzo lubiłam zapach tej pianki z Organique :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie maski z Sephory czy to pod paczadełko czy te naustne drażnią :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale drażnią, bo spadają czy drażnią skórę?

      Usuń

Copyright © 2014 U Vajlet , Blogger